Nie ma mowy!

Marcin Jakimowicz

|

GN 5/2019

publikacja 31.01.2019 00:00

Rut kumple żegnali tak wylewnie, że interweniowała policja. Dorota, fanka Nirvany, była bliska podpisania aktu apostazji, a Róża przemyciła płyty Guns N’ Roses, by sprzątać klasztor przy dźwiękach „November rain”. Znalazły swe miejsce we wszechświecie. Dlaczego w zakonie? Bóg raczy wiedzieć.

Nie ma mowy! Roman Koszowski /Foto Gość

Broń Boże! Co za pomysł?

s. Dorota Kowalewska, augustianka

Pan Bóg „dobrał się” do mnie w liceum. To wtedy zaczął mnie do siebie nawracać. Wcześniej nie miałam z Nim wiele wspólnego. Przez pewien czas byłam nawet związana ze środowiskiem satanistów. Moim największym idolem był Kurt Cobain. Słuchałam nałogowo Nirvany, potrafiłam zagrać na gitarze kilka ich kawałków. Cobain był dla mnie naprawdę ważny. Przez dwa lata przeżywałam ogromną ciemność, depresję (był to najmroczniejszy okres mojego życia) i postanowiłam nawet rozstać się na jego wzór ze światem. Na szczęście nie doszło do tego.

Jako neofitka napotkałam sporo zawirowań. Rodzice kompletnie nie rozumieli moich wyborów. Sami nie chodzili do kościoła. Jak się nawróciłam? Dzięki… kotu.

Dostępne jest 9% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.