Zakopmy pokusę nienawiści

Andrzej Nowak

|

GN 4/2019

Dzielenie dzieli, budowanie buduje. Czy możemy zbudować coś razem?

Zakopmy pokusę nienawiści

Pisałem już na tych łamach o nienawiści wyrażającej się w wezwaniach do zadawania fizycznego cierpienia albo wręcz zabijania tych, którzy mają odmienne poglądy od nas („Korzenie postępowej nienawiści” – „As” z sierpnia 2018). Teraz trzeba zmierzyć się z faktem morderstwa prezydenta Gdańska. Nie było w tym czynie żadnych postępowych motywów, to pewne. Wielkie światowe media, jak też większość mediów w Polsce i część aktualnej opozycji, wspólnie hołdujący swojemu prawu do „postępowej nienawiści”, nie mają wątpliwości, że morderca, kryminalista, zwolniony z więzienia miesiąc przed zamordowaniem prezydenta Pawła Adamowicza, popełnił zbrodnię z pobudek politycznych, był wychowankiem propagandy partii obecnie rządzącej. Rzecznik praw obywatelskich zwrócił nawet uwagę na to, że w więzieniu Stefan W. mógł być poddany przymusowej indoktrynacji za pomocą TVP Info (Służba Więzienna przypomniała w odpowiedzi, że więźniowie mają do wyboru jeszcze takie telewizje informacyjne jak m.in. TVN24 czy Superstacja). Rozwijanie tych dywagacji nie wydaje się sensowne. Niezależnie od tego, czy za zbrodnią popełnioną na prezydencie Adamowiczu stoi „tylko” szaleństwo, czy nie, nienawiść jest na pewno problemem w naszym życiu politycznym, a bardziej jeszcze w świecie medialnym, żyjącym z krwi i obelg. Jest to także, niestety, problem w naszym życiu codziennym, po obu stronach podzielonej Polski. Jest to problem do autorefleksji.

Bardzo mądrze ujął jej rezultat, oparty na wieloletnich doświadczeniach organizowanych przez siebie Kongresów Obywatelskich, dr Jan Szomburg, przyjaciel zabitego prezydenta Gdańska. Napisał tak: „Do czego zobowiązuje nas jego śmierć? Do odpowiedzialności (troski) za język naszej komunikacji. Niech będzie szczery, niech wyraża nasze emocje, wartości, interesy, ale niech w jego tle będzie zawsze dobro wspólne i szacunek do drugiego człowieka. Na naszej drodze uczenia się demokracji musimy zbudować taką kulturę językową, która z jednej strony pozwoli jasno artykułować nasze interesy, odczucia i preferencje – czyli nie zamknie nam ust przez tzw. poprawność polityczną, a z drugiej nie będzie prowadziła do języka nienawiści, odwetu, dominacji, dyskredytacji i do odczłowieczenia drugiego. […] Sposobem na to jest chrześcijański ideał widzenia w każdym innym człowieka, a jednocześnie patrzenie z empatią na CAŁOŚĆ, na wszystkich Polaków, a właściwie szerzej – wszystkich ludzi”.

Podobnemu celowi miał służyć także pomysł, jakim kilkakrotnie próbowałem „zarazić” opinię publiczną. Ostatnio, niestety bez skutku, przedstawiałem go na nowym zakręcie naszej wzajemnej nienawiści, na przełomie 2015 i 2016 roku. Był to pomysł, by spotkać się choć w jednym miejscu, które najmniej nas dzieli. Wydawało mi się, i wciąż wydaje, że tym miejscem jest wdzięczna pamięć wobec Jana Pawła II – tego Polaka, który nas tak długo łączył i podnosił z codziennej… nienawiści. Proponowałem zatem, zarówno na łamach „Gościa Niedzielnego”, „Rzeczpospolitej”, jak i „Gazety Wyborczej”, żebyśmy wychylili się z dwóch gett, na które podzieliła się Polska, nie z zaciśniętą pięścią, nie ze złą wolą, ale z dobrą właśnie. Dzielenie dzieli, budowanie buduje. Czy możemy coś zbudować razem? Zacznijmy budować razem znak naszej pamięci i naszej wspólnoty. Nie jako chrześcijanie, bo nie wszyscy Polacy nimi są. Ale jako Polacy, ludzie, którzy szukają tego, co najlepsze, z czego najbardziej mogą być dumni, co najmniej ich podzieli. Jan Paweł II rozmawiać próbował ze wszystkimi. Przez niektórych był odrzucony, to prawda. Jest jednak na pewno najlepszym, najbardziej cenionym, najbardziej rozpoznawalnym na świecie symbolem polskości. Czy jeszcze możemy razem do tego znaku nawiązać?

Powtórzę zatem: przed laty zaproponowałem usypanie kopca Jana Pawła II na krakowskim Sikorniku, w pół drogi między kopcami Kościuszki i Piłsudskiego. Jest tam dobre miejsce – nie na piramidę, nie na dzieło pysznej gigantomanii, ale na jeszcze jeden, tak nam dzisiaj potrzebny owoc wspólnej pracy. To dzisiaj właśnie wydaje mi się szczególnie potrzebne. Żeby każdy mógł dosypać przyniesioną przez siebie garść ziemi, przywieźć ją swoim trudem, na taczce. Dlatego wracam do idei kopca polskiej zgody, pamięci i nadziei. Tu nie chodzi o kolejny pomnik dla świętego papieża, ale o wykorzystanie szansy, jaką dla naszej podzielonej wspólnoty może być to symboliczne spotkanie w razem podejmowanym wysiłku. Tak jak scalało, przynajmniej w jakimś stopniu, doświadczenie takiej pracy przy kopcu Kościuszki, a potem Piłsudskiego.

Tę propozycję przedstawiłem po raz pierwszy prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu, w czasie mojej ostatniej z nim rozmowy. Niestety – nie zdążył się nią zająć. Przypomniałem ją teraz prezydentowi Andrzejowi Dudzie. Może on zdąży? A może teraz, po śmierci prezydenta Pawła Adamowicza, znajdą się ludzie, którzy do tego pomysłu – kopca, w którym zakopiemy nasze złości i pretensje wzajemne – wrócą. Niech będzie taki, widoczny i trwały, znak sprzeciwu przeciwko nawiedzającej nas pokusie wzajemnej nienawiści.•

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.