Nas te klęczki uratowały

Krzysztof Błażyca

|

GN 2/2019

publikacja 10.01.2019 00:00

Powiedzieli, aby wychodzić. Tatuś pierwszy, potem mamusia z Lucynką i Zosia. Ja zamykałam kolejkę. Myślałam: „Boże, gdzie nas prowadzą?”. To był czas, gdy Żydów palili za cmentarzem Janowskim. Taka poświata szła nad Lwowem – pani Maria Gruszczyńska zawiesza głos.

Nas te klęczki  uratowały Maria i Leszek Gruszczyńscy. Pani Maria jest twórczynią struktur Duszpasterstwa Rodzin w diecezjach opolskiej i gliwickiej, nagrodzoną orderem Pro Ecclesia et Pontifice, pan Leszek – emerytowanym pracownikiem naukowym, prezesem Światowego Związku Żołnierzy AK – Oddział Gliwice. Krzysztof Błażyca /Foto Gość

Z mężem poznaliśmy się jeszcze we Lwowie. Taki sympatyczny chłopak, chodził zawsze do kościółka św. Józefa prowadzonego przez jezuitów. Ja w czasie pierwszego roku okupacji Lwowa przez Rosjan byłam strasznie chora na szkarlatynę. 15 maja patrzę, a ten mój chłopak idzie tak ślicznie. No to się uśmiechnęłam. A on przyklęknął, pocałował mnie w rękę, taką dziewczynkę, i zapytał, czy może iść ze mną. Przedstawił się: „Leszek Gruszczyński”. Odpowiedziałam: „Marysia Książkiewicz”. I tak zaczęła się ta nasza piękna znajomość. Tato mi powiedział: „Marysiu, ja cię nie puszczę z domu, póki on nie zdobędzie fachu”. Ale poznali Leszka i bardzo im się spodobał: „Dobrze mu z oczu patrzy, a do Ciebie aż się pochyla” – mówili. Trzy lata chodziliśmy ze sobą. A teraz 26 grudnia już 70 lat minęło, jak jesteśmy małżeństwem.

Dostępne jest 12% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.