Jak tam współczucie?

Franciszek Kucharczak Franciszek Kucharczak

|

GN 1/2019

publikacja 03.01.2019 00:00

Myśl wyrachowana: Nadmierna troska o samopoczucie przynosi poczucie samotności.

Jak tam współczucie?

Nauczycielka z podstawówki koło włoskiego Viterbo zastąpiła imię Jezus w tradycyjnej pieśni zwrotem „na dół”. Ot, taki zabieg dydaktyczny, żeby każdy mógł się w szkole dobrze czuć. Rodzice uczniów jednak niespecjalnie tym się ucieszyli, a wikariusz generalny diecezji Viterbo ks. Luigi Fabbri zauważył: „Szacunek dla naszej tożsamości jest ważniejszy niż dobre samopoczucie takiej czy innej osoby”.

Ano właśnie – dobre samopoczucie to bożek postchrześcijaństwa. To mit o ziemskim spełnieniu, wstawiony w miejsce chrześcijańskiej nadziei zbawienia. To zresztą zrozumiałe: kto nie wierzy w niebo, próbuje urządzić je na ziemi, no bo gdzie. Kiepskie jednak to „niebo”, w którym zewsząd wyłażą ból, śmierć i tymczasowość, a całe „szczęście” polega na chwili zapomnienia o tych rzeczach. To wtedy ma się owo „dobre samopoczucie” – chwilowe złudzenie, że doczesność da się urządzić tak, aby dała człowiekowi wieczną satysfakcję. Złudzenie, że powstanie świat, w którym nikt nie zachoruje i nie umrze, z wyjątkiem tych przeklętych wrogów. I zapanuje wieczna miłość, rozumiana z grubsza jako wieczny dostęp do w pełni satysfakcjonującego seksu bez zobowiązań. A że na razie tak się nie da, usuwa się cierpienia razem z cierpiącymi lub tymi, którzy cierpienie zdają się przynosić.

Epoka beztroski jednak nie nadchodzi. Przybywa depresji i samobójstw, również tych „wspomaganych”. Ale czy może być inaczej, gdy ludzie chcą szczęścia, a każe im się gonić za dobrym samopoczuciem? To tak, jakby ktoś oczekiwał, że Tramwaj Różnorodności Trzaskowskiego zawiezie go do raju, a potem frustracja, bo tramwaj się rozkraczył na pętli.

Zawsze tak jest. Kto goni za zdrowiem, staje się hipochondrykiem, kto chce być bogaczem, zostaje skąpcem, a kto szuka tylko swego, nie znajdzie niczego.

Słowo „SAMOpoczucie” sugeruje egoizm, myślenie tylko o sobie. To całkowicie sprzeczne z Ewangelią. Jezus nigdy nie powiedział „błogosławieni mający dobre samopoczucie”. W ogóle nie mówił o samopoczuciu. Biblia nie zna takiego słowa. Zna natomiast słowo „WSPÓŁczucie”. Jeśli chrześcijanin współczuje, to znaczy, że o innych myśli nie mniej niż o sobie. Nie możemy nikomu zakazać podejmowania fatalnych dla siebie decyzji, ale nikt nam nie może nakazać, żebyśmy się z tym pogodzili. I żebyśmy udawali, że nic nas to nie obchodzi.

Święta Faustyna w jednej z wizji ujrzała drogę szeroką, wygodną, po bokach ukwieconą. „Ludzie szli tą drogą, tańcząc i bawiąc się – dochodzili do końca, nie spostrzegając, że to już koniec. Na końcu tej drogi była straszna przepaść, czyli otchłań piekielna. Dusze te na oślep wpadały w tę przepaść; jak szły, tak i wpadały” – zapisała.

Dobre samopoczucie przed niczym nie zabezpiecza, może nawet usypiać, gdy trzeba być trzeźwym. Potrzebne jest dobre współczucie – żeby nikt do otchłani nie trafiał.•

Obywatele w kościele

Przed świętami Obywatele RP, czyli, jak napisali w „Wyborczej”, „działacze środowisk demokratycznych”, zjawili się na Jasnej Górze z transparentami i flagami Unii Europejskiej. Wcześniej próbowali zamówić tam Mszę w intencji „Polski wolnej od faszyzmu”. Paulini jednak zorientowali się i nie odczytali tej intencji. Jedna z działaczek Obywateli RP usłyszała w zakrystii, że w Polsce nie ma faszyzmu, więc nie ma potrzeby modlenia się w takiej intencji. „Środowiska demokratyczne” są oburzone. Czym? No najwyraźniej tym, że w Polsce nie ma faszyzmu. •

Za, a nawet przeciw

Poseł Ryszard Petru wezwał opozycję do starań o zlikwidowanie zakazu handlu w niedziele, po czym wyraził pragnienie, aby hasłem całej zjednoczonej opozycji w nadchodzących wyborach była „likwidacja handlu w niedzielę”. Oto zręczny polityk, godzący sprzeczności – dla zwolenników niedzielnego handlu ma pierwszą część wypowiedzi, a dla przeciwników – drugą.•

Problem spokoju

Ale o co chodzi z tym handlem niedzielnym? Jego ograniczenie w minionym roku nie wywołało żadnych problemów. Wygląda na to, że Polacy po prostu zgodzili się z nowymi przepisami. Ano właśnie – i o to chodzi, żeby się nie zgadzali. Bo są tacy, dla których problemem własnym jest brak problemów społecznych.•

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.