Prośba o jasność

Andrzej Nowak

|

GN 51-52/2018

Rosja ma coraz słabsze karty w globalnej grze – i właśnie to czyni ją coraz bardziej niebezpieczną, nieprzewidywalną.

Prośba o jasność

Oniebieskie duchy/ i posłowie nieba,/ powiedzcież wyraźniej,/ co nam czynić trzeba,/ bo my nic nie pojmujemy,/ ledwo od strachu żyjemy… To nie jest tylko trwoga pasterzy, którzy nie rozumieją znaków z nieba, obwieszczających narodzenie Pana. Prośba zapisana w jednej z najstarszych polskich kolęd wyraża wieczne nasze zagubienie i trwogę. Często skrywane, ale nie dające się zagłuszyć.

U schyłku 2018 roku trudno je ukryć. Widmo rozpadu starych, od góry budowanych struktur EUtopii Europejskiej nabiera gorączkowych rumieńców. Widzieliśmy pychę tych, którzy wczuwali się w rolę nowego Napoleona, dyktującego swój postępowy kodeks podporządkowanym peryferiom imperium. I widzimy, jak ta pycha zostaje obalona w samym centrum owego urojenia, na ulicach Paryża, Brukseli, Strasburga. Może przetrwa jeszcze ten kryzys, ale runie kiedyś – jak każde ziemskie imperium. Buntują się obywatele, systematycznie pomijani w podejmowaniu decyzji o swojej przyszłości, o przyszłości swoich dzieci. Buntują się pouczani przez „lepiej wiedzących”, że wybierają źle, więc ich głos nie ma prawa się liczyć. Buntują się „leczeni” z „fobii” i „uprzedzeń” przez „terapeutów” z centrów niedemokratycznej „czwartej” i „piątej” władzy. Ci ostatni marzą na jawie o „złapaniu za pysk” tych mas, którymi pogardzają, których się boją i którym nic, poza igrzyskami i kłamstwem, nie mają już do zaoferowania. Ale ci, którzy się przeciw temu zniewoleniu burzą, też nie widzą żadnej drogi przed sobą. Też są w ciemności.

Część mogą pociągać syrenie głosy z tej ciemności przychodzące. Putin, stylizowany na odnowiciela „starego ładu”, instalujący na prawicy europejskiej wizję knuta, który ma udawać krzyż, lewicy zaś obiecujący, jak zawsze, zemstę na Ameryce, ma nadal armie swoich trolli, agentów wpływu i rozkładu, swoją „Russia Today” (antyklon CNN). Ma w rezerwie swoje rakiety i „zielone ludziki”. Straszy i tumani, jak może. Ale – okazuje się – nie może zapobiec rozpadowi własnej kontroli nad prawosławnym sercem swojego imperium. Prawosławie na Ukrainie, mocniejsze i głębiej zakorzenione w tysiącach parafii niż w samej Rosji, wychodzi spod zwierzchności moskiewskiego patriarchy Cyryla (pseudonim operacyjny w KGB: „Michajłow”). Budzi to rozpacz wyznawców idei „ruskiego miru”, który miał duchowo jednoczyć najpierw Rosję, Ukrainę i Białoruś, potem cały dawny ZSRR, cały dawny „obóz”, „und morgen die ganze Welt”. Pytanie na rok najbliższy: czy będzie to rozpacz bezsilna? Z telewizji rosyjskich, które oglądam, dobiegają codziennie apele, by wypowiedzieć wojnę w obronie (Rosja nigdy innych wojen nie prowadziła: zawsze w obronie) wiernych na Ukrainie, zagrożonych przez „szatański” plan usamodzielnienia Cerkwi nad Dnieprem. Rosja ma coraz słabsze karty w globalnej grze – i właśnie to czyni ją coraz bardziej niebezpieczną, nieprzewidywalną. Dlatego może w końcu uderzyć – „bo jeżeli nie teraz, to kiedy; jeżeli nie my, to kto?”.

W telewizji polskiej pokazują dziewczynkę, która dramatycznym głosem woła, że mamy jeszcze tylko 12 lat na radykalną zmianę tendencji klimatu własnymi, ludzkimi środkami. 12 lat – i nas zaleje. Na razie 30 tys. darmozjadów z całego świata, spalając tysiące ton paliwa w samolotach, którymi przybyło na konferencję klimatyczną w Katowicach, zużywając jeszcze setki ton paliwa na przejazdy między hotelami (częściowo w Krakowie) i salami konferencyjnymi (ogrzewanymi przecież nie tylko ich oddechem), słucha aktora- -kulturysty z Kalifornii. Mówi im, że najlepiej byłoby zrezygnować z wszelkiego paliwa. Zostać na drzewach, z których nasi przodkowie zeszli setki tysięcy lat temu. Czy uda nam się wrócić na zielone drzewa w ciągu najbliższych 12 lat? I będziemy wygrażać stamtąd maczugą niebu, kiedy wybuchnie jakiś wulkan i spowije naszą planetę na miesiące pyłem, pod którym dokona się globalne ochłodzenie? Albo kiedy słońce, nieco mocniejsze od wszystkich naszych kopalń i samochodów razem wziętych, zmieni klimat – jak zechce?

Nie opowiadam się przeciw rozsądnej polityce ograniczenia zanieczyszczeń naszej planety. Zauważam tylko hipokryzję i głupotę, wpisane w to jedno tylko ze zjawisk dzisiejszej „politycznej poprawności”, której dogmatów strzeże się z bez porównania większą gorliwością niż część przynajmniej pasterzy dzisiejszego Kościoła katolickiego strzeże dogmatów wiary.

To jest nasze dzisiejsze zagubienie. I lęk. I prośba do „posłów nieba”. Żebyśmy dojrzeli w końcu, że „ciemna noc – w jasnościach promienistych brodzi”. Prośba bezradna i ufna jednocześnie, jak w wierszu starego Miłosza: „Jasności promieniste,/ Niebiańskie rosy czyste,/ Pomagajcie każdemu/ Ziemi doznającemu.// Za niedosiężną zasłoną/ Sens ziemskich spraw umieszczono./ Gonimy dopóki żywi,/ Szczęśliwi i nieszczęśliwi.// To wiemy, że bieg się skończy/ I rozłączone się złączy/ W jedno, tak jak być miało:/ Dusza i biedne ciało”.•

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.