Polak ze Strasburga był dzielny - i wystarczy

Franciszek Kucharczak

Homolobby triumfuje, choć kompletnie nie wiadomo dlaczego.

Polak ze Strasburga był dzielny - i wystarczy

Jak się dowiadujemy, Bartosz Niedzielski, Polak, który zginął w Strasburgu, był gejem. Od chwili, gdy ta wiadomość dotarła do opinii publicznej, nie milkną okrzyki triumfu homolobby, bo oto nasz prezydent pośmiertnie „odznaczył geja”. Bo oto mamy „geja-bohatera”, a wam, homofoby, mina zrzedła.

Zaraz – o co chodzi? Czy ktokolwiek zdrowy na umyśle twierdzi, że człowiek z homoseksualną skłonnością nie jest zdolny do czynów godnych pochwały i uznania? Ależ jest – i za to został słusznie odznaczony. I na tym koniec. To, czy „był gejem” czy nie, nie ma ze sprawą żadnego związku i nie powinno w ogóle nikogo obchodzić. Społeczne przekleństwo homoideologii polega na tym, że ludziom dotkniętym intymnym problemem każe się rozgłaszać to całemu światu, a świat ma im bić za to pokłony. Ten intymny problem upublicznia się tak, jakby on sam był bohaterstwem i tytułem do chwały. Gdyby w podobnych okolicznościach zginął człowiek chory na, powiedzmy, cukrzycę, czy związek cukrzyków trąbiłby, że prezydent odznaczył bohatera-cukrzyka?

Co komu do tego – no, może poza lekarzem – jak sobie kto radzi ze swoją seksualnością? To jego sprawa i tych, którym zechce się z tego zwierzyć. Ale nie jest to sprawa społeczeństwa. Nie powinniśmy w ogóle wiedzieć o takich rzeczach. Teraz cała Polska wie, że pan Bartosz „był gejem”. A skąd pewność, że zmarły tego by sobie życzył?

Ale dobrze, mleko się rozlało, wiemy już, że „był gejem”. No trudno, każdy się z czymś zmaga. Ale ocalił innych – i za to mu chwała. Nie za co innego.