Drogi rozwiązłości

Bogumił Łoziński

Telewizja Polska wyemitowała serial pt. „Drogi Wolności", jednak właściwsza byłaby dla niego tytuł „Drogi Rozwiązłości".

Drogi rozwiązłości

Obraz był reklamowany jako serial historyczny ukazujący losy trzech sióstr z tzw. „dobrej rodziny" w okresie odzyskiwania przez Polskę niepodległości. Atmosfera więc miała być patriotyczna, ale i feministyczna, bo bohaterkami są kobiety. Kobieca perspektywa (pojęcie ze słownika gender) bardzo ucieszyła Gazetę Wyborczą, która opublikowała z tego powodu pozytywną recenzję serialu. Jednak problem nie leży w „wojnie płci". Otóż losy trzech sióstr sprowadzają się do damsko-męskich perturbacji, w których niemalże wszystkie wątki mocno odbiegają od tradycyjnego modelu. Ojciec sióstr ma syna z inną kobietą, o którym nic nie wie nowa rodzina. Jedna z córek zakochuje się w tym synu i mają dziecko nie mając świadomości, że to kazirodczy związek. Gdy ojciec dziecka umiera, dziewczyna wchodzi w nowy związek z rzeźbiarzem, który zdradza ją niemalże na jej oczach. Druga siostra co prawda bierze ślub „jak Bóg przykazał", ale jej mąż żyje z inną kobietą, która nie wytrzymuje tej sytuacji i popełnia samobójstwo. Wreszcie trzecia żyje w związku nieformalnym z kolegą z pracy. Są jeszcze inne podobne wątki, ale starczy.

Nie jestem człowiekiem pruderyjnym i wiem, że opisane sytuację się zdarzają. Jednak z pewnością nie z takim natężeniem i to w jednej rodzinie. Trafniejszym tytułem dla serialu byłby „Drogi rozwiązłości". Zdumiewające, że właściwie trudno znaleźć w serialu choć jedną, pełną, szczęśliwą rodzinę. Kwestie różnych niemoralnych układów damsko-męskich właściwie zdominowały film, tak, że z wątków uzyskiwania wolności właściwie nic nie zostało. Nawet jeśli założymy, że chodziło o drogę do wolności kobiet, to dla autorów filmu sprowadziła się ona do nieskrępowanego żadnymi normami współżycia seksualnego.

Konserwatywny widz, który miał dość epatowania seksualnym permisywizmem w mediach wraz ze zmianą władzy liczył na trochę normalności, ale srodze się przeliczył. Miałem okazję podzielić się moimi uwagami z jednym z dyrektorów TVP i otrzymałem smutną odpowiedź. Otóż stwierdził on, że ludzie pracujący w TVP, robiący dla niej seriale, właśnie tak postrzegają świat. Bynajmniej nie postuluje, aby ich wyrzucić, ale niech kierownictwo TVP chociaż znajdzie dla równowagi twórców wyznających chrześcijański system wartości, który ma odzwierciedlenie w ich twórczości.