Prolajferzy teoretyczni

Franciszek Kucharczak Franciszek Kucharczak

|

GN 48/2018

publikacja 29.11.2018 00:00

Myśl wyrachowana: Każde zło zaczyna się od strachu przed dobrem.

Prolajferzy teoretyczni

Profesor Ryszard Legutko, europoseł PiS, przyznał niedawno, że w sprawie zniesienia w Polsce aborcji eugenicznej przed przyszłorocznymi wyborami parlamentarnymi „na pewno nic się nie stanie, to jest po prostu niemożliwe”. I dodał: „Po wyborach – no to zobaczymy, co będzie”.

No, przynajmniej szczerze. Samo zjawisko jednak, przyznajmy, jest osobliwe. No bo co takiego jest w zabijaniu dzieci, że nie można go zakazać nawet wtedy, gdy rządy niepodzielnie trzymają zdeklarowani przeciwnicy aborcji? Mając władzę ustawodawczą i wykonawczą, mogli aborcję w parę godzin posłać w diabły, czyli tam, skąd przyszła, bez czekania na apele, petycje czy projekty obywatelskie. Tymczasem oni dostali te wszystkie rzeczy, włącznie z projektem podpisanym przez 830 tys. obywateli, a jednak „to jest niemożliwe”. Dlaczego? Czyżby pozbawianie małych ludzi życia było jakąś koniecznością? Jakimś fizycznym i metafizycznym przymusem, któremu nijak się oprzeć nie da? Nie? Więc co? Władza przejmuje się zorganizowaną histerią lobby aborcyjnego? Bez żartów. Gdy chodziło o takie rzeczy jak Trybunał Konstytucyjny albo o sądy, to żadne awantury nie były w stanie skruszyć żelaznej woli rządzących.

Ano właśnie – bo to była ich wola. To były priorytety. Mówiło się, że władza nie chce otwierać kolejnych frontów, przynajmniej do czasu załatwienia rzeczy ważniejszych. Pytanie tylko, czy dla państwa jest coś ważniejszego niż zabezpieczenie życia jego obywateli?

Jak się człowieka pozwoli legalnie sprzątnąć, to średnio mu się przydadzą te wszystkie sądy i trybunały, i pomnik Lecha Kaczyńskiego. Od przerwania zbrodni trzeba zacząć. Bo to jest zbrodnia, a że dokonywana w majestacie prawa, to tylko gorzej. Przyzwyczailiśmy się do tego koszmaru, bo to „takie normalne”. I mamy taki paradoks, że gdy dziecku po urodzeniu nawet klapsa dać nie można, to przed urodzeniem wolno je zabić. Gdy jest w inkubatorze, trzeba się o nie troszczyć, gdy w łonie matki – wolno je posłać na łono Abrahama. Czyli matka znaczy mniej niż inkubator. I jakoś wciąż musimy żyć w takiej nielogicznej rzeczywistości, w państwie, które ma wszelkie instrumenty potrzebne do całkowitego zniesienia aborcji, ale tego nie robi. Mamy ławy sejmowe pełne prolajferów wierzących niepraktykujących, niezdolnych w sprawie ocalenia ludzkiego życia podnieść ręki i nacisnąć przycisku. Bo strategia, bo sondaże, bo krzyk na Zachodzie... Czyli generalnie – obawa. Strach.

Jasne, że lepsza władza, która boi się całkiem znieść aborcję, od takiej, która dąży do rozszerzenia jej zakresu. Ale jeśli ona taka bojaźliwa, rychło może upodobnić się do tych, od których chciała się różnić.

„Po wyborach zobaczymy, co będzie” – mówi europoseł. A co ma być? Jeśli dziś nic się nie da zrobić, to kiedy ma się dać?

* * * * *

Stabilność emerytki

Samotna 62-letnia mieszkanka Rzymu postanowiła zostać matką. Udała się do kliniki w Albanii, gdzie wszczepiono jej „nadliczbowy” zarodek, który „pozostał” po procedurze in vitro. Niedawno urodziła dziewczynkę. Mediom tłumaczyła, że zdecydowała się na macierzyństwo dopiero teraz, ponieważ kobiecie trudno podjąć taką decyzję w obliczu niestabilnej sytuacji zawodowej. „Teraz, kiedy nadchodzi emerytura, czuję się pewniej” – powiedziała. A co ze stabilnością sytuacji córki (brak ojca i matka w wieku babci)? Włoszka orzekła, że wystarczy jej pobyć z nią do 18. roku życia. „Bo dzieci muszą być samodzielne” – orzekła. Śmiałe stwierdzenie w ustach kobiety, której dochodzenie do samodzielności zajęło 62 lata.

Handel marzeniami

Historia nagłośniona przez „New York Post”. 37-letnia aktorka podpisująca się „Lisa” zapragnęła mieć „rodzinę swoich marzeń”. Marzy, aby jej syn w wieku przedszkolnym miał brata. Za sprawą procedury in vitro dysponuje zarodkiem, problem w tym, że to dziewczynka. W związku z tym ogłosiła na Facebooku, że… wymieni zarodek żeński na zarodek męski. Otrzymała oferty wymiany z całego świata. Lisa skłania się do wyboru zarodka (również zamrożonego po in vitro), który proponuje 40-letnia „Valerie”. Tej z kolei wystarcza jeden chłopczyk i marzy teraz o dziewczynce. Dziwi to kogoś? To niech się przyzwyczai. Takie są skutki in vitro.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.