Modlitwa za 100 funtów

Jakub Jałowiczor

|

GN 46/2018

publikacja 15.11.2018 00:00

Córka Aliny Dulgheriu żyje, bo jej matce udzielono pomocy przed zakładem aborcyjnym. Prawo wprowadzone w londyńskiej dzielnicy Ealing sprawia, że wiele kobiet pomocy nie dostanie.

Alina Dulgheriu z córką Sarah, która czasem towarzyszy mamie podczas demonstracji  w obronie życia. Alina Dulgheriu z córką Sarah, która czasem towarzyszy mamie podczas demonstracji w obronie życia.
www.behereforme.org

Tabliczki z wizerunkiem niemowlęcia są zakazane. Za wręczanie ulotek z adresem organizacji pomagającej samotnym matkom grozi kara finansowa. Nie wolno nawet się modlić. Przepisy tworzące specjalną strefę wokół przychodni aborcyjnej w Ealing weszły w życie wiosną 2018 r. Alina Dulgheriu, która kieruje organizacją Be Here For Me, od kilku lat walczy z aborcją. Teraz musi walczyć także z zakazem.

Pomożemy ci

Alina przyjechała z Rumunii do Londynu w 2009 r., mając 25 lat. W 2011 r. zaszła w ciążę. Jej partner nie chciał dziecka. Naciskał, by je abortowała, a w końcu ją zostawił. Kobieta szukała wsparcia finansowego w różnych organizacjach, ale go nie znalazła. Zwróciła się m.in. do stowarzyszenia Marie Stopes International, na którego stronie widniało ogłoszenie: udzielimy ci pomocy i rady, żebyś podjęła dobrą decyzję. – Zadzwoniłam do nich z pytaniem, czy mogę liczyć na jakąś pomoc – opowiadała później w wywiadzie telewizyjnym. – Powiedzieli, że jedyne, co mogą mi zaoferować, to aborcja i nic więcej.

Dostępne jest 16% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.