publikacja 08.11.2018 00:00
O zimnie, czułości i „suchym poemacie moralisty” mówi prof. Zofia Zarębianka.
roman koszowski /foto gość
Barbara Gruszka-Zych: Podobno nie czytasz Herberta do poduszki.
Zofia Zarębianka: Jeżeli miałabym na bezludną wyspę zabrać Herberta albo Miłosza, to chyba bym się jednak zdecydowała na Miłosza.
Jesteś wybitną znawczynią i jednego, i drugiego poety, i obu cenisz.
Moje osobiste upodobania nie mają nic wspólnego z oceną ich twórczości. Herbert niewątpliwie jest jednym z najwybitniejszych poetów polskich XX wieku. Co do tego nie mam najmniejszych wątpliwości. Natomiast kwestia prywatnego wyboru, kto mi bardziej odpowiada, znajduje się poza dyskusją, bo sytuuje się w wymiarze emocjonalnym. Jest odpowiedzią na pytanie: „Co mnie bardziej porusza?”. Herbert jest dla mnie zimniejszy, bardziej nieprzenikniony niż Miłosz. Oczywiście w jego poezji są całe pokłady czułości dla świata, która mnie ujmuje. Choćby dla tej rzuconej na podłogę pończochy, którą anioł z uszanowaniem podnosi. To jest ten Herbert, którego bardzo cenię. Herbert nie jest moim ukochanym poetą, ale mówię o tym nie jako profesor, literaturoznawca, tylko prywatnie, jako Zosia Zarębianka, poetka.
Dostępne jest 11% treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.