Rzeczpospolita literacka

Wojciech Wencel

|

GN 44/2018

Najwyższy czas, by państwowe instytucje kultury dostrzegły w języku literackim depozyt polskości.

Rzeczpospolita literacka

Kilka tygodni temu minister kultury i dziedzictwa narodowego Piotr Gliński zapowiedział powołanie Instytutu Literatury. „Jego celem jest zapoznanie z nowymi formami literackimi, współczesnymi konwencjami oraz wartościowymi innowacjami” – podkreślił wicepremier, jakby nie zdawał sobie sprawy, że literatura to przestrzeń ciągłości, a nie postępu. Jeśli można sobie wyobrazić innowacje gospodarcze, technologiczne czy biznesowe, to używanie tego dziwacznego terminu w odniesieniu do sztuki pisarskiej jest nieporozumieniem.

Stefan Żeromski, który w 1918 roku postulował utworzenie Akademii Literatury Polskiej, posługiwał się zupełnie innym językiem. Pisał, że dorobek ojczystej literatury „był, jest i będzie własnością społeczeństwa, zasobem duchowym narodu, pokarmem intelektualnym pokoleń, wciąż narastającym skarbem przyszłości, przedewszystkiem i na wsze strony okazywanym tytułem do bytu politycznego wiecznej i całej rzeczypospolitej ducha”.

W okresie zaborów arcydzieła, z „Panem Tadeuszem” na czele, odegrały istotną rolę polityczną, dostarczając argumentów na rzecz istnienia niepodległego państwa, których realna polityka dostarczyć nie mogła. Podobnie było później – podczas niemieckiej okupacji i sowietyzacji kraju. Czy w roku jubileuszu odzyskania niepodległości nie wypadałoby złożyć hołdu wielkim pisarzom, dzięki którym Polacy zachowali poczucie ciągłości narodowego bytu?

Po fizycznej eksterminacji polskich elit w XX w. język literacki stał się głównym skarbcem narodowej pamięci. Zapisane są w nim doświadczenia, respektowane wartości i sposoby odczuwania wielu pokoleń. Dzięki ciągłości języka literackiego można określić polski habitus – stałe usposobienia Polaków. Aktualne nie wczoraj, dziś albo jutro, lecz wieczne, zakorzenione w duszy narodu. Z kolei wyzwaniem naszych czasów pozostaje proces monopolizowania języka przez żywioł mowy potocznej, poddanej obcym wpływom (język angielski jako współczesna łacina) oraz regułom komunikacji obowiązującym w mediach, internecie i wiadomościach SMS (dążność do skrótów, niedbałe formułowanie myśli). Najwyższy czas, by państwowe instytucje kultury dostrzegły w języku literackim depozyt polskości. I objęły go ochroną.

W kontekście silnych dziś podziałów politycznych konieczne jest przypomnienie ponadpartyjnych wartości, które w ciągu wieków nie były przez Polaków kwestionowane, takich jak niepodległość, szacunek dla zmarłych, solidarność z cierpiącymi, uczciwość, honor, rodzina, chrześcijańskie korzenie kultury. Czy da się odbudować wspólnotę narodową, opierając się na wartościach zapisanych w języku literackim? To zadanie na dziesięciolecia, jeśli jednak uznamy, że formacyjna moc literatury wygasła, nie zostanie nam już żadna wspólnotowa „baza danych”. Porozumienie między Polakami, choćby w kolejnych pokoleniach, stanie się niemożliwe.

W okresie komunizmu działania cenzury zatrzymały nurt literatury historiozoficznej, twórczo rozwijającej idee romantyczne (w kraju ostatnimi przedstawicielami tego nurtu byli poeci pokolenia wojennego). Po komunizmie odziedziczyliśmy fałszywe hierarchie, sprowadzające literaturę polską do twórczości krajowej, tworzonej w warunkach zniewolenia, zazwyczaj zdystansowanej wobec myślenia wspólnotowego. Z postkomunistycznym eskapizmem współgrał kult prywatności wyznawany przez młodych wówczas twórców z tzw. pokolenia „brulionu”, którzy czerpali inspiracje z literatury amerykańskiej. Zamiast zapoznawać Polaków z „wartościowymi innowacjami”, państwowe instytucje kultury powinny promować arcydzieła powstałe na emigracji i pomagać w wypracowywaniu nowego, wiarygodnego kanonu literackiego.

Po upadku komunizmu nastąpił w życiu literackim proces tzw. zaniku centrum. Podporządkowany interesom PRL system publikacji, wartościowania i promocji książek został zdemontowany, a na jego miejscu nie powstał żaden inny. Literatura trafiła na wolny rynek, który wywyższa książki niższych gatunków (kryminał, fantastyka), pomijając twórczość istotną w dłuższej perspektywie (poezja, klasyczna powieść, dramat). Jednak arcydzieła nie są towarem, którego ocena zależy wyłącznie od ilości sprzedanych egzemplarzy.

Jeśli idea odbudowania wspólnoty narodowej wokół wartości ma mieć realne konsekwencje, państwo polskie musi zmierzyć się ze wszystkimi tymi wyzwaniami. Czy podejmie je Instytut Literatury? Chciałbym wierzyć, że niefortunne słówko „innowacje” jedynie przez przypadek znalazło się w przemówieniu ministra.•

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.