O niepodległości raz jeszcze

Andrzej Nowak

|

GN 43/2018

Znowu? Mamy już dość tej niepodległości, tego patriotyzmu, tej historii, świeczek na grobach dawnych ofiar, grzebania się w przeszłości – coraz mocniej słyszymy te głosy. Skąd się one biorą?

O niepodległości raz jeszcze

Z ludzkiej natury i z naszej historii. Ten pierwszy aspekt streszcza doskonale niemiecki filozof (cytuję go, by zaspokoić głód zagranicznego autorytetu, tak widoczny u pogardzających polską niepodległością). W 1784 roku w Berlinie ukazał się programowy artykuł Kanta „Odpowiedź na pytanie: czym jest Oświecenie?”. Brzmi tak: „Oświecenie to wyjście człowieka z zawinionej przez niego niedojrzałości. Niedojrzałość jest nieumiejętnością człowieka w posługiwaniu się własnym rozumem, bez przewodnictwa innych. Niedojrzałość ta jest zawiniona przez człowieka, jeżeli jej powód tkwi nie w braku rozumu, ale zdecydowania i odwagi, by swym rozumem posługiwać się bez zwierzchnictwa innych. (…) Jakże wygodne być niedojrzałym. Jeśli posiadam książkę, która zastępuje mi rozum, opiekuna duchowego, który zamiast mnie posiada sumienie, lekarza, który zamiast mnie ustala dietę, itd. – nie muszę sam o nic się starać”.

Tu przejść musimy do drugiego aspektu interesującej nas postawy: do naszych doświadczeń historycznych. Polska potrzebuje się zreformować, wydobyć z „gnuśności” własnych obywateli, z błędów własnego ustroju – ten kierunek samokrytyczny niewątpliwie jest wpisany w doświadczenie kryzysu niepodległości Rzeczypospolitej. Jednocześnie jednak wyraźne jest także doświadczenie realnej przeszkody, jaką na drodze do odzyskania niepodległości tworzą celowo sąsiedzkie imperia, w szczególności narzucona „opieka” Rosji i „cywilizatorski” wysiłek nauczycieli przysyłanych z Berlina od czasów Fryderyka Wielkiego. Podległość nie jest tylko samozawiniona, ale także zawiniona i podtrzymywana przez zewnętrzne wobec Rzeczypospolitej siły. To jednak interwencja zbrojna Rosji, a potem jej dominacja polityczno-militarna (sprawowana przy pomocy Wiednia i Berlina, a czasem w rywalizacji z tymi ośrodkami imperialnymi) jest widomą siłą, która tworzy i zarazem ujawnia stan podległości Rzeczypospolitej od 1733 roku oraz w ciągu następnych wieków. Ostatni transport wojsk rosyjskich, kontrolujących kraj nad Wisłą ponownie od 1944 roku, opuścił Polskę 18 września 1993 roku, równo 260 lat po wysłaniu interwencyjnych wojsk rosyjskich na Warszawę. Z owych 260 lat tylko przez lat 19 (od października 1920 do sierpnia 1939) Polska była wolna od najazdów, okupacji czy dominacji imperialnych sąsiadów. W ostatnich trzech wiekach mamy więc ponad 240 lat praktycznej szkoły podległości… Wróg niepodległości jest nie tylko we własnej „gnuśności” czy braku oświecenia, ale także w postaci obcego ambasadora, okupanta, w końcu zaborcy. Walka o niepodległość po części więc będzie zgadzała się z wektorem oświeceniowej rewolucji krytycznego rozumu, ale po części będzie odpowiedzią na rzeczywiste doświadczenie przemocy zewnętrznej: zawinionej przez innych, nie przez samą Rzeczpospolitą. Strasznie to uwiera tych, którzy całe zło chcą widzieć w Polsce samej.

Ostrze krytyczne swoistej rewolucji kulturowej, jaką zainicjowała myśl francuskiego i niemieckiego Oświecenia, wymierzone było najpierw w Kościół i tradycję, a także w instytucje władzy państwowej, nadając na ich miejsce uprzywilejowaną pozycję mieszczańskiemu „inteligentowi” – moralnemu krytykowi, a nawet sędzi zastanej rzeczywistości. Tymczasem w idei i praktyce dążenia do (odzyskania) niepodległości, jaka została wypracowana w naszej historii, wzmocnienie państwa, a także ochrona tradycji religijnej, a szerzej – historyczno-kulturowej wspólnoty, były wymogami skuteczności owego dążenia. Tym się zajmowali polscy inteligenci patrioci. Ich dążenia były sprzeczne z dążeniami zewnętrznych „cywilizatorów” Polski. Rozumiał to doskonale i opisał znakomicie wybitny przedstawiciel polskiego patriotyzmu modernizacyjnego Bolesław Prus. Pisał tak (w roku 1906): „Obok walki z religią katolicką biurokracja [zaborcza] toczy jeszcze zacieklejszy bój z narodowością i patriotyzmem polskim. Nasi szanowni cywilizatorowie zbyt mało posiadali wykształcenia, ażeby zrozumieć, iż jakikolwiek choćby patagoński patriotyzm jest lepszy od politycznego nihilizmu. […] Patriotyzm jest specjalną formą uczuć społecznych, które ludzi spajają ze sobą, każą im zapomnieć o własnym egoizmie, czasem popychają do poświęceń, a w każdym wypadku nieco hamują dzikość i okrucieństwo człowieka, nieco wynoszą go ponad ciasny zakres jego osobistych interesów. […] Takie to uczucie tępiono u nas za pomocą drwin z historii albo jej fałszowania”.

Prus mówił o walce z patriotyzmem, z porządkiem moralnym, o elementarzu szkoły podległości, trwającej w Polsce od XVIII wieku. Dziś owa szkoła „cywilizatorów” ma uśmiechniętą twarz Jerzego Urbana na premierze „Kleru”. Uśmiecha się, bo ma legion uczniów, zdolniejszych jeszcze niż on. Ale on nie jest pierwszym nauczycielem. Sam ma za mistrza nie Kanta, ale naszego rodaka, Dzierżyńskiego – przyznajmy to, samokrytycznie. I zadedykujmy tę genealogię tym, którzy pozwalają, by Urban i jego uczniowie za nich myśleli.•

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.