Klasztor benedyktynek w Wołowie liczy zaledwie siedem mniszek. Aż pięć z nich trafiło do tej niewielkiej wspólnoty zakonnej za pośrednictwem… „Gościa Niedzielnego”.
Wołowska wspólnota benedyktynek to zakon kontemplacyjny, w którym nie brakuje uśmiechu i radości z modlitwy.
Maciej Rajfur /Foto Gość
To chyba jeden z najwspanialszych komplementów, jakie może usłyszeć redakcja katolickiego tygodnika. Kiedy przekroczyłem próg niewielkiego domu zakonnego przy ul. Poznańskiej 13 w Wołowie, przywitały mnie benedyktyńskie szczere uśmiechy i ciepłe spojrzenia. Wkrótce potem dowiedziałem się, że 70 procent obecnej wspólnoty trafiło tutaj przez nasz tygodnik. – Kto wie, różnie mogłoby być z nami, gdyby nie „Gość”. Zostałyby tylko dwie z nas, czyli byłybyśmy na wyginięciu – żartuje s. Maria, przełożona wołowskiego klasztoru.
Ormiańskie pochodzenie
Klasztor św. Józefa ma bogatą przeszłość. W tym roku benedyktynki obchodzą 60. rocznicę przybycia do Wołowa. Ale ich historia sięga XVII wieku i obrządku ormiańskiego. Zgromadzenie funkcjonowało we Lwowie do II wojny światowej jako jedyny zakon katolicki obrządku ormiańskiego na ziemiach polskich. W 1946 roku, w wyniku utraty Kresów Wschodnich przez Polskę, benedyktynki ormiańskie opuściły Lwów i trafiły do Lubinia, a potem do Wołowa. Wtedy wspólnota liczyła zaledwie osiem sióstr. Z powodu zaniku społeczności ormiańskiej zdecydowały się w 1961 roku na przyjęcie obrządku łacińskiego.
Dostępne jest 13% treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.