Kościół złamie ciszę wyborczą?

Jacek Dziedzina

W najbliższą niedzielę liturgia Kościoła „złamie” ciszę wyborczą. Bo psalm z tego dnia głosi, że „Pan miłuje prawo i sprawiedliwość”.

Kościół złamie ciszę wyborczą?

Z prawdziwym rozbawieniem przeczytałem na portalu jednego z czołowych tytułów prasowych, że liturgia najbliższej niedzieli sprzyja PiS w wyborach samorządowych. Podczas Mszy św. kantor psalmu lub ksiądz zaśpiewają słowa z Psalmu 33: „On miłuje prawo i sprawiedliwość, ziemia jest pełna jego łaski”. Autor stawia pytanie, czy psalm został wybrany przez Kościół w Polsce specjalnie pod wybory. Ba, a może to partia Jarosława Kaczyńskiego tak ustawiła datę wyborów po sprawdzeniu, w którą niedzielę przypadają właśnie „sprzyjające” im czytania?

Gdyby prawdziwa była pierwsza opcja – że to ustawka Kościoła – należałoby uznać, że cały Kościół powszechny sprzyja polskiej partii rządzącej, bo tego dnia ów „wyborczy” psalm będzie śpiewany od Seulu przez Rzym po Alaskę. Autorzy tekstu, po – może i nawet traktowanej przez nich samych z przymrużeniem oka – sugestii, że taki psalm w dniu wyborów to niekoniecznie przypadek, cytują jednak wypowiedzi liturgistów, którzy tłumaczą, że zestaw czytań mszalnych jest ustalony od dawna i powtarza się cyklicznie co trzy lata. Ale nawet po tym wyjaśnieniu pada retoryczne pytanie, czy Kościół… nie mógł zmienić czytań na ten dzień.

Sprawa wydaje się autorom tym bardziej podejrzana, że podobny zbieg okoliczności miał miejsce trzy lata temu w dniu zaprzysiężenia Andrzeja Dudy na prezydenta, gdy psalm podczas liturgii głosił: „Prawo i sprawiedliwość podstawą Jego tronu”. Czyli może być i tak, że „i tym razem” tak ustalano termin wyborów (który wynika z kalendarza wyborczego, a nie liturgicznego), by pomóc wygrać PiS-owi.

Można poprzestać na uśmiechu i uznaniu tematu za szukanie problemu tam, gdzie go nie ma. Ale można też skupić się na tym, co w tym miejscu najważniejsze: że to słowo Boga, a nie język polityki i polityczne strategie, powinno być głównym punktem odniesienia dla ludzi Kościoła. I jeśli tego dnia, w dniu wyborów, pojawia się takie słowo, to nie jest ono przypadkowe w tym sensie, że Bóg naprawdę chce przez nie coś powiedzieć swojemu ludowi. Każdemu co innego w jego konkretnej sytuacji życiowej i zawodowej, ale może w tym dniu szczególnie tym, którzy biorą odpowiedzialność – na wszystkich szczeblach władzy – za konkretne decyzje dotyczące życia społecznego. Niezależnie od nazwy partii, prawo i sprawiedliwość to pewne minimum, którym powinni kierować się politycy w swoich działaniach. A jeśli któraś z partii ma to w swojej nazwie i na sztandarach, to takie słowo Boga na niedzielę wyborczą jest tym większym zobowiązaniem i okazją do rachunku sumienia. Bo to nie polityka dyktuje rozumienie słowa Bożego. To słowo Boga ma wyznaczać kierunek myślenia politycznego.