Czy "gender studies" to jeszcze nauka?

Bartosz Bartczak Bartosz Bartczak

publikacja 10.10.2018 11:17

Troje naukowców postanowiło sobie zakpić z ideologicznego przechyłu współczesnych nauk społecznych.

Czy "gender studies" to jeszcze nauka? Jozef Wolny / Foto Gość

Osoby, które traktują tzw. gender studies z olbrzymią podejrzliwością, właśnie dostali kolejny argument przeciwko tej „gałęzi nauki”. Troje naukowców, Helen Pluckorse, historyk z University of London, Peter Boghossian, profesor filozofii z University of Portland i doktor matematyki James Lindsay postanowiło ośmieszyć trendy dominujące obecnie w studiach kulturowych (a do nich zalicza się „gender studies”), sprawiające, że mają one więcej wspólnego z ideologią niż z poważną nauką. Napisali szereg artykułów, w których swoje najgłupsze, najbardziej niepoważne, absurdalne i pokręcone teorie dotyczące modnych tematów jak płeć kulturowa (czyli gender) opisać w sposób charakterystyczny dla tego typu nauki.

Jeden z tematów ich prac brzmiał: „Wejście przez tylne drzwi: zwalczanie homohisterii, transhisterii i transfobii heteroseksualnych mężczyzn poprzez stosowanie penetrujących zabawek seksualnych”. Autorzy w tym artykule „dochodzą do wniosku”, że używanie przez heteroseksualnych mężczyzn tego typu zabawek zmniejszyłoby ich transfobię. W innym artykule autorzy zaprezentowali „feministyczne ujęcie” Mein Kampf Adolfa Hitlera. W kolejnym proponowali stworzenie astrologii feministycznej i queer ze względu na „seksizm dotychczasowej nauki”. W jeszcze innym udowadniali, że mężczyzna, gdy „masturbuje się [myśląc] o jakiejś kobiecie bez jej zgody”, nawet jeżeli ona o niczym nie wie, to dokonuje on względem niej napaści seksualnej.

Najciekawsze jest w tym wszystkim to, że wspominane artykuły okazały się w „poważnych” czasopismach naukowych i często spotykały się z bardzo pozytywnymi recenzjami. Ale uczeni osiągnęli w ten sposób swój cel. Dowiedli oni, że współczesne studia kulturowe, a zwłaszcza gender studies, mają coraz mniej wspólnego z nauką, a coraz więcej z ideologią. Co ciekawe, naukowcy powtórzyli eksperyment amerykańskiego profesora matematyki Alana Sokala, który już w latach 90-tych ośmieszył penetrację nauk społecznych przez lewicową ideologię. Napisał on artykuł naukowy, celowo jak najbardziej bezsensowny, używając zwrotów, których on sam nawet nie rozumiał, w którym „udowadniał” że dotychczasowe teorie w naukach przyrodniczych mają „charakter prawicowy” i zastanawiał się nad związkami pomiędzy feminizmem a fizyką kwantową. Mimo celowej bezsensowności, artykuł spotkał się z pozytywnymi recenzjami wielu socjologów. Kiedy prowokacja wyszła na jaw, wywołała ona żywą dyskusję w środowiskach naukowych.

Co ciekawe, ostatnia prowokacja trzech uczonych nie była pierwszym przypadkiem, kiedy „gender studies” zostały ośmieszone. W 2013 r. norweski komik Harald Eia, sam mający doświadczenia w pracy naukowej w zakresie socjologii, postanowił najzupełniej serio wziąć się za kwestie równości płci. Norwescy naukowcy z zakresu „gender studies” nie potrafili odpowiadać na pytania o oczywiste różnice w kwestii płci, np. olbrzymie dysproporcje w wyborze poszczególnych kierunków studiów w samej Norwegii. Często reakcją na trudne pytania było zdanie „to nie ma znaczenia”. Kiedy norwescy naukowcy byli konfrontowani z merytorycznymi, popartymi wynikami badań opiniami naukowców z USA czy Wielkiej Brytanii, ci pierwsi reagowali na te fakty agresją. Rozmowy Haralda Eia zostały udostępnione pod postacią filmu „Gender equality paradox”. Efektem pracy komika była kontrola na Uniwersytecie w Oslo, zaprzestanie finansowania przez państwo gender studies na tym uniwersytecie i, w konsekwencji, zamknięciem Nordyckiego Instytutu Gender Studies.

Całkiem niedawno węgierskie ministerstwo zasobów ludzkich usunęło „gender studies” z węgierskich uniwersytetów. Decyzje umotywowano faktem, że kierunki te nie miały sensu ekonomicznego, gdyż nie ma żadnego zapotrzebowania na ich absolwentów na rynku pracy. Podkreślono też ideologiczny i nienaukowy charakter „gender studies”.