Widok na parafię

Wojciech Wencel

|

GN 40/2018

Trzy wiersze na marginesie dyskusji o kryzysie w Kościele

Widok na parafię

Ilekroć czytam o „nadużyciach seksualnych w Kościele”, tylekroć uderza mnie idiotyzm tego terminu. Sugeruje on przecież, że seks jest pospolitą praktyką osób duchownych. No bo skoro niektórzy nadużywają, to znaczy, że cała reszta używa, tyle że bez przesadnej perwersji i czyjejkolwiek krzywdy, słowem – jak Pan Bóg przykazał. Sęk w tym, że Pan Bóg niczego takiego nie przykazywał. Wręcz przeciwnie: pobłogosławił celibat, który – wbrew histerycznym opiniom – na ogół jest praktykowany. Dla konkretnych księży, zakonnic czy zakonników samotność bywa oczywiście wyjątkowo ciężkim krzyżem, ale właśnie od tego krzyża zaczyna się zwykle ich głęboka relacja z Chrystusem.

Szczerze mówiąc, planowałem napisać o przyczynach kryzysu w Kościele, ale inni zrobili to za mnie (np. publicysta „Sieci” Grzegorz Górny w artykule „Afera pedofilska to afera homoseksualna”). Większy pożytek będzie chyba z wierszy, które ukazują Kościół takim, jakim go doświadczam. Jako nieustające źródło wiary, nadziei i miłości.

***

Widok na parafię przez biały krzyż okna spójrz jak się rozjaśnia potężny krajobraz i z pochyłym niebem wiążą go powrozy drzew (minęła zima w trawie się położył sznur wędrownych kości) pamiątka z Matarni: zbliża się do dzwonów ministrant ofiarny i ksiądz który pieśnią dzień Pański zaczyna niesie do zakrystii swój mszał i naczynia tonąc w morzu barwnych choć przegniłych liści ład albo niepokój ocala nas wszystkich powiedz skąd się bierze ta reguła wieczna: dreszcz mieszka w katedrze prawda w Rzymie mieszka

 

Psalm Wielki Boże łąki chłoną Twoje światło rok po roku wiosną wzbiera marmur trawy deszcz ozdabia witraż rzeki i nie gasną w prezbiterium atmosfery jasne gwiazdy wirydarze miast dźwigają ludzkie stopy chłód o zmierzchu się układa w leśnych nawach biją dzwony namiętności i zgryzoty psalm osiada na ranliwych kruchych wargach cichym świstem hołd oddaje Ci powietrze ledwie słychać przepływ krwi w aortach stworzeń nie śmiem pytać Cię bo wiem już czym jest szczęście: w prochu korzyć się przed Tobą dobry Boże

 

List do Zbigniewa Macheja Pod drzewem krzyża pod drzewem żywota łodzie kołyszą się w ciemnych potokach gasną neony przy głównej ulicy światłem pulsuje komenda policji w parkach wczorajsze bieleją gazety ktoś na kolację się spóźnia niestety pędzą pociągi przez głuche przestrzenie śpią już ratusze klasztory uczelnie stróż szwedzkim kluczem magazyn zamyka rodzą się dzieci w podmiejskich klinikach Requiem nadają rozgłośnie radiowe rząd się wyraża pochlebnie o sobie biegną bywalcy do sklepu za murem płacz trwa przez chwilę naprawdę nie dłużej z tynków zużyta emulsja odpada ktoś harmonogram zaczyna układać pnie się w obłoki sążnista katedra myszy szaleją w nieczynnych urzędach książkowe grzbiety ścierają się wolno wpływa podanie o celę osobną deszcz czyni znaki na stromych dachówkach z wersu do wersu się toczy przerzutnia milczą archiwa redakcje cmentarze gwarne rozmowy znikają na zawsze księża pracują śmiertelnie skupieni dłoń się obraca i ciąży ku ziemi śpią wszystkie rzeczy od krucht po koszary profesorowie chcą odejść od wiary wiecznie splecione – nasz zgiełk i Golgota pod drzewem krzyża pod drzewem żywota•

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.