Ta zemsta się nie kończy

Krzysztof Błażyca

|

GN 39/2018

publikacja 27.09.2018 00:00

– Żyliśmy z tymi ludźmi, gdy był pokój, trzeba w czasie wojny. Bo jak inaczej? Mnie ONZ zabierze, a ich...? Co ze mnie byłby za proboszcz, który ratuje siebie, a parafian zostawia? – mówi o. Kordian Merta OFM, przypominając, jak w maju eksplodowały w kościele granaty.

Ojciec Kordian Merta, franciszkanin z Katowic, jest świadkiem dramatu Republiki Środkowoafrykańskiej od początku konfliktu. Ojciec Kordian Merta, franciszkanin z Katowic, jest świadkiem dramatu Republiki Środkowoafrykańskiej od początku konfliktu.
józef wolny /foto gość

W Republice Środkowoafrykańskiej pracuje od ponad 30 lat. 9 września, po krótkiej wizycie w Polsce, wyjechał znowu, pomimo panujących tam walk. Mówi, że człowiek się przyzwyczaja. – Nienormalne staje się codzienne. Da się żyć. Da się spać. Wielkie uczucie strachu jakoś zawsze było mi obce. To, co boli, to krzywda i niesprawiedliwość.

Pracuje w Rafai, na północy kraju. Jest świadkiem z pierwszej linii frontu. – Wojna to spustoszenie. W ciągu jednego dnia dorobek życia zamienia się w gruzy – mówi.

Przyznaje, że zmienia się optyka. – Trudno to wytłumaczyć... Jako franciszkanin powinienem mówić o pokojowych rozwiązaniach, prawach człowieka. Ale tutaj to nie nasz sposób patrzenia na świat. Gdy masz do czynienia z rebeliantami odurzonymi przez narkotyki, trzeba użyć siły. Potrzeba wojska! A ONZ nie może, bo ma przepisy ustalone w Nowym Jorku. I nie jest w stanie udźwignąć problemów centralnej Afryki – stwierdza.

Jak domek z kart

Dostępne jest 9% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.