Żeby było tak, jak jest

Bartosz Bartczak

Lepiej wykorzystać imigrację na korzyść Polski, niż blokować ten naturalny przecież proces.

Żeby było tak, jak jest

Ruch Narodowy za jedno z głównych zadań politycznych w ostatnim czasie wybrał sobie walkę z imigracją. Nie z tą imigracją nielegalną, tylko z tym jak najbardziej legalnym przenoszeniem się obcokrajowców do Polski. Prawem każdej partii politycznej jest, oczywiście, krytyka działań rządu. I Ruch Narodowy ma jak najbardziej prawo krytykować politykę sprowadzania do Polski zagranicznych pracowników. Trzeba jednak zawsze zmierzyć się z konsekwencjami własnych poglądów. Trzeba uczciwie przyznać, że narodowcy od tej odpowiedzialności się nie odżegnują.

Po wypowiedziach aktywnego w social mediach Krzysztofa Bosaka można zaryzykować stwierdzenie, że zdaje sobie on sprawę z ekonomicznych konsekwencji zablokowania imigracji do Polski. Jeden z liderów Ruchu Narodowego wydaje się gotowy na wolniejszy rozwój gospodarczy Polski, aby zachować jej aktualną tożsamość kulturową. Oczywiście znajdą się tacy, którzy stwierdzą, że szybki wzrost gospodarczy możliwy jest w Polsce zupełnie bez imigrantów. Tylko, że taka teza jest niełatwa do udowodnienia. Krzysztof Bosak wydaje się postępować uczciwiej.

Krzysztof Bosak i inni narodowcy zwracają uwagę na realne zagrożenia płynące z imigracji. Np. utrzymujące się niskie płace i groźba tworzenia obcych kulturowo gett. Ale żadna z nich nie jest argumentem za całkowitym zatamowaniem imigracji do Polski. Prowadząc rozsądną politykę imigracyjną można uniknąć zarówno dumpingu płacowego, jak i gettoizacji imigrantów. Trzeba przede wszystkim w tych imigrantach widzieć nie zasób ekonomiczny, ale kandydatów na naszych przyszłych rodaków. Wtedy będzie nam łatwiej myśleć o ich problemach z adaptacją społeczną czy potencjalnym wyzyskiem w pracy jak o naszych własnych problemach.

Ruch Narodowy mógł odegrać niezwykle ważną rolę w dyskusji o imigracji. Właśnie z jego ust powinny paść słowa, że do naszego kraju powinny przyjeżdżać osoby gotowe stawać się Polakami. Polakami pochodzenia ukraińskiego, wietnamskiego czy hinduskiego. Każdy imigrant zabiera ze sobą, oczywiście, swój bagaż kulturowy. Ale celem dobrej polityki imigracyjnej powinno być wykorzystanie także tego bagażu dla dobra ich nowej wspólnoty, w tym wypadku polskiej. Zamiast jednak próby zdefiniowania interesu narodowego także w polityce migracyjnej, wielu narodowców postanowiło skupić się na obronie etnicznego statusu quo.

Naród jest organizmem żywym, podlegającym ewolucji. Rozumiał to lider Narodowej Demokracji, Roman Dmowski, z wykształcenia biolog. Narody potrafią się rozwijać także poprzez integrowanie u siebie przedstawicieli innych kultur. Przykładem są chociażby Stany Zjednoczone w XIX i XX w. Tylko że wtedy Amerykanie byli pewni swojej anglosaskiej tożsamości. I tą tożsamość przejmowali przyjezdni Polacy, Włosi czy Filipińczycy. Ważnym celem narodowców jest przecież rozbudzanie w Polakach pewności siebie w kwestii swojej tożsamości. A pewni swojej tożsamości Polacy raczej nie powinni bać się zadania integracji obcych w swoim kraju.

Imigracja to nie tylko kwestia braku rąk do pracy. To także kwestia ucieczki przed zjawiskiem starzejącego się społeczeństwa. To kwestia światowej „migracji mózgów”, która jest nie do powstrzymania. To także kwestia włączania się w świat, w którym kultura europejska nie jest już dominującą. Niestety, obecne polskie elity nie do końca zdają się rozumieć ten problem. Dlatego potrzebna jest dyskusja. A narodowcy mogliby być tej dyskusji ważnym elementem. Gdyby tylko nie zapierali się we własnej wersji hasła totalnej opozycji: „żeby było, tak jak jest”.