publikacja 26.07.2018 00:00
O gospodarstwie poezji, żonie i pochwale życia opowiada Jerzy Kronhold.
henryk przondziono /foto gość
Barbara Gruszka-Zych: Zawsze mieszkałeś w Puńcowie, na przedmieściach Cieszyna?
Jerzy Kronhold: Tu wybudowaliśmy się z żoną dwadzieścia kilka lat temu. Wcześniej mieliśmy mieszkanie vis-à-vis teatru w Cieszynie. Nigdy nie chciałem mieszkać w dużym mieście, szczęśliwie trzymałem się pobocza. Byłem outsiderem.
Urodziłeś się w Cieszynie?
O mały włos w ogóle bym się nie urodził. Kiedy się począłem, mama była grubo po czterdziestce. Od młodszej siostry dzieliło mnie 18 lat.
Ciąża mamy była zagrożona?
Dostępne jest 4% treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.