Strefa „Polska”

Bartosz Bartczak

|

GN 29/2018

publikacja 19.07.2018 00:00

Od niedawna cały obszar Rzeczypospolitej jest specjalną strefą ekonomiczną. Co to tak naprawdę oznacza?

Inauguracja budowy fabryki Mabuchi Motor w Bochni, w krakowskiej SSE, 12 lipca 2017 r. Inauguracja budowy fabryki Mabuchi Motor w Bochni, w krakowskiej SSE, 12 lipca 2017 r.
Jacek Bednarczyk /pap

Specjalna strefa ekonomiczna to wydzielona część terytorium kraju, w której działalność gospodarcza może być prowadzona na preferencyjnych warunkach. Tak mówi definicja. No to teraz cała Polska będzie taką „wydzieloną” strefą. Preferencyjne warunki najczęściej wyrażały się w zwolnieniach podatkowych. Nie oznacza to jednak, że od teraz wszyscy przedsiębiorcy będą mogli rozliczać się z fiskusem na preferencyjnych warunkach. Do tego wystarczyłaby zwykła zmiana prawa podatkowego. A idea specjalnych stref ekonomicznych zawsze służyła wsparciu konkretnych celów polityki gospodarczej państwa. W przypadku Polski – przede wszystkim ekonomicznemu ożywieniu regionów kraju bardziej dotkniętych transformacją. Czyżby teraz cała Polska potrzebowała ożywienia?

Ratunek przed bezrobociem

Na początku lat 90. wiele regionów kraju rzeczywiście potrzebowało wsparcia państwa. Odziedziczone po czasach socjalizmu gałęzie przemysłu nie potrafiły dostosować się do warunków normalnie funkcjonującej gospodarki. Mechanizm centralnego planowania nie miał nic wspólnego z racjonalnym gospodarowaniem. O rozdziale środków na inwestycje nie decydował rachunek zysków i strat, ale polityczne gry różnych ośrodków w PZPR. Wiele przedsiębiorstw państwowych działających w tak nieracjonalnym systemie po wprowadzeniu rynkowych zasad w polskiej gospodarce po prostu upadło albo znacząco zredukowało swoją działalność. Ludzie zaczęli tracić pracę. Trzeba było jakoś temu zaradzić.

Rozwiązaniem problemu wysokiego bezrobocia były oczywiście nowe inwestycje. A najłatwiej było ściągnąć je z zagranicy. Ludzie, którzy stracili zatrudnienie w zlikwidowanych zakładach przemysłowych, mieli znaleźć pracę w fabrykach amerykańskich, niemieckich czy francuskich. Trzeba było tylko tych Amerykanów czy Niemców zachęcić. Polska mogła przyciągnąć zagraniczny kapitał głównie niższymi podatkami i niskimi kosztami pracy. Ale żeby ściągnąć go akurat tam, gdzie problemy z bezrobociem i upadającym przemysłem były największe, trzeba było czegoś więcej. Sięgnięto więc po sprawdzony już w innych krajach pomysł, czyli specjalne strefy ekonomiczne.

Zostały one w Polsce stworzone na mocy ustawy, która weszła w życie w 1994 r. Początkowo preferencyjne warunki w ramach stref miały być ustanowione na 20 lat. W 2008 r. wydłużono ten okres o kolejne 6 lat. Specjalna strefa ekonomiczna miała być powoływana na wniosek ministra gospodarki. Pierwsza tego typu strefa powstała w 1995 r., a była nią SSE Euro-Park Mielec, zlokalizowana przede wszystkim w obecnym województwie podkarpackim. Aktualnie w Polsce funkcjonuje 14 specjalnych stref ekonomicznych, istniejących w 179 miastach i 287 gminach. W większości są to tereny, gdzie upadek tradycyjnego przemysłu szczególnie dał się mieszkańcom we znaki. Choć znaczna część inwestorów w tych strefach jest pochodzenia zagranicznego, udział kapitału polskiego wynosi ponad 20 proc. i jest mniejszy tylko od udziału kapitału niemieckiego.

Lekarstwo czy homeopatia?

Czy specjalne strefy ekonomiczne zdają w Polsce egzamin? Zdania w tej kwestii są podzielone, tak jak podzielona jest opinia dotycząca samej idei SSE. Można wyróżnić w tej kwestii dwie szkoły ekonomiczne. Jedna z nich, opowiadająca się za dużą rolą państwa w gospodarce, widzi w tego typu strefach doskonałe narzędzie regionalnej polityki państwa. Narzędzie, które pozwala niwelować różnice pomiędzy poziomami rozwoju ekonomicznego poszczególnych regionów w danym państwie. Według zwolenników tej idei specjalne strefy ekonomiczne pozwalają też na szybsze dostosowanie się do zmian technologicznych zachodzących w światowej gospodarce. Dlatego podkreślają oni znaczenie tych stref w przyciąganiu zagranicznego know-how wraz z inwestycjami firm spoza Polski. Popierający SSE zaznaczają również, że dzięki nim zainwestowano w naszym kraju prawie 90 mld zł i stworzono niemal 200 tys. miejsc pracy.

Po drugiej stronie barykady w dyskusjach o specjalnych strefach ekonomicznych stoją zwolennicy ograniczania roli państwa w gospodarce. Dla nich SSE są narzędziem nieuzasadnionej interwencji państwa w procesy gospodarcze. Dlatego podkreślają niesprawiedliwość tego typu rozwiązań. Przedsiębiorstwa działające w SSE mają mieć lepsze warunki prowadzenia działalności niż firmy funkcjonujące poza strefą. Zaburzanie konkurencji nabiera szczególnego znaczenia, skoro z SSE korzysta przede wszystkim wielki zachodni kapitał, co ma się odbywać kosztem małych polskich firm. Eksperci sceptyczni wobec specjalnych stref ekonomicznych podkreślają ograniczoną skalę ich wpływu na rynek. Ich zdaniem polska gospodarka i bez SSE przyciągnęłaby zagraniczny kapitał i znacząco obniżyła bezrobocie, nawet w biedniejszych regionach.

Palimy gazetami w gospodarczym piecu

Decyzja rządu o rozciągnięciu zasad działania specjalnej strefy ekonomicznej na obszar całej Polski wpisuje się właśnie w dyskusję o roli państwa w gospodarce. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że rząd poszedł za radą zwolenników ograniczania tej roli. Od dawna postulowali oni stworzenie z całej Polski specjalnej strefy ekonomicznej. Jednak rząd wcale nie wprowadził proponowanych przez nich preferencyjnych warunków podatkowych, obowiązujących dotychczas tylko w strefach, jako ogólnopolskiej normy dla wszystkich przedsiębiorców. Rząd zostawił sobie prawo do przyznawania firmom preferencyjnych warunków podatkowych w zależności od miejsca inwestycji i jakości miejsc pracy, które miałyby zostać stworzone. Przedstawiciele rządu podkreślają, że premiowane mają być przedsięwzięcia innowacyjne.

Za decyzją o stworzeniu SSE z obszaru całej Polski stoi jednak poważny problem. Problem z inwestycjami w naszym kraju. Wzrost gospodarczy opiera się na dwóch filarach. Jednym jest konsumpcja, czyli po prostu nasze zakupy w sklepach i zakładach usługowych. Drugim są inwestycje, czyli te wszystkie zakupy przedsiębiorców, które pozwalają na zwiększenie efektywności ich firm. Takie jak nabycie nowych maszyn czy urządzeń. Choć nasz wzrost gospodarczy pozostaje imponujący, to jednak opiera się on w tej chwili przede wszystkim na konsumpcji. Polacy kupują coraz więcej. Dzieje się to, jak podkreśla wielu ekonomistów, dzięki wyższym transferom socjalnym, jak 500+. Ale inwestycje w Polsce spadły do poziomu najniższego od lat 90. Jako przyczyny tego stanu rzeczy wymienia się obawy przedsiębiorców o stabilność systemu prawnego i prawno-podatkowego w Polsce, przestój między jedną a drugą perspektywą w dostępności środków unijnych czy przewidywanie osłabienia koniunktury u partnerów zagranicznych.

Znaczenie inwestycji dla gospodarki obrazuje przykład kominka. Konsumpcja dla gospodarki jest jak palenie w nim gazetą. Płomień będzie z początku duży, ale szybko zgaśnie. Inwestycje są jak palenie w kominku drewnem. Płomień może nie będzie imponujący, ale starczy na bardzo długo. Tak jest właśnie z polską gospodarką. Nasze PKB rośnie dzisiaj szybko dzięki konsumpcji. Ale bez większych inwestycji dynamika polskiego wzrostu może być coraz mniejsza. Rząd doskonale zdaje sobie sprawę, że Polska w dziedzinie inwestycji potrzebuje ożywienia. I sięga po podobny mechanizm, po jaki sięgnęli jego poprzednicy w latach 90. Tylko tym razem specjalną strefą ekonomiczną stała się cała Polska.

Stare rozwiązanie nowych problemów

Dzisiejsza, ogólnopolska specjalna strefa ekonomiczna jest odpowiedzią na zbyt mało inwestycji. Źródła tego problemu można dopatrywać się w różnych miejscach. Z jednej strony polski system podatkowy i prawnego otoczenia biznesu wciąż jest nieustannie zmieniany i daje zbyt duże pole do interpretacji urzędnikom. To z pewnością wpływa negatywnie na skłonność przedsiębiorców do ryzyka, z jakim zawsze wiążą się inwestycje. Z drugiej strony polska gospodarka wciąż w dużym stopniu uzależniona jest od zagranicy. Rodzimi przedsiębiorcy swoje inwestycje bardzo często opierają na środkach unijnych i zamówieniach zagranicznych. Sytuacja zależności nigdy nie jest dobra. Czy powstanie ogólnopolskiej SSE może pomóc? Przeciwnicy i zwolennicy tego mechanizmu pozostaną na podobnych stanowiskach co 20 lat temu. Jednak ciężar radzenia sobie z problemami polskiej gospodarki leży – tak jak było to dwie dekady temu – na barkach polskich przedsiębiorców. •

Dostępne jest 8% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.