Gdy wszedłem do sklepu (nie wiedziałem, że pracują w nim sami chrześcijanie), jeden chłopak miał duchowe doświadczenie, że wszedł sam diabeł. Poszedł na zaplecze i zaczął się modlić.
Bogdan Krzak (na zdjęciu z wnukiem) jest terapeutą pracującym z młodzieżą.
Roman Koszowski /Foto Gość
Przez wiele lat mówiłem, że jestem niewierzący, ale oszukiwałem sam siebie – opowiada Bogdan Krzak, terapeuta pracujący z uzależnioną młodzieżą w Bielsku-Białej. – Ja wierzyłem, tyle że byłem na tego Pana Boga niesamowicie wkurzony. Delikatnie mówiąc.
Ratuj!
Gdy miałem trzy lata, rozwiedli się rodzice. Mój starszy brat trafił do ojca, ja zostałem z matką. Uciekła z moim ojczymem. Czyja wina? Mama mówiła, że ojca, tata – że matki. A w środku piekła trzylatek, który traci kontakt z bratem i któremu rozpada się świat.
Alkohol był na porządku dziennym. Pamiętam scenę: mama była w sklepie, ja kręciłem się na karuzeli. Nagle spadłem, a karuzela huknęła mnie w głowę. Lekarz zabandażował mi łeb. Pomyślałem: „Przyjdzie tata, to zrobi to na nim wrażenie”. Stanąłem za drzwiami. Ojciec przyszedł na bani i huknął mnie drzwiami w tę chorą głowę. Zabolało. Nie zrobiłem na nim wrażenia. Okazało się, że w ogóle nie jestem dla niego ważny. Nie liczyłem się.
Dostępne jest 8% treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.