Papierek lakmusowy

Marcin Jakimowicz

publikacja 27.07.2018 05:45

Jak w ulu. Na niektóre rekolekcje zapisy trwają… 5 minut, bo potem nie ma już miejsc. Do końca roku nie można zmieścić żadnej większej ekipy, bo grafik jest szczelnie wypełniony. Wspólnota za wspólnotą. Proszę, nie rozśmieszajcie mnie opowieściami o martwym Kościele nad Wisłą.

– Co ożywia Kościół w Polsce? Wystarczy zerknąć na „spis lokatorów” domu pielgrzyma – opowiada brat Dominik. – Co ożywia Kościół w Polsce? Wystarczy zerknąć na „spis lokatorów” domu pielgrzyma – opowiada brat Dominik.
roman koszowski /foto gość

Góra Świętej Anny (408 m n.p.m.) jest najwyższym wzniesieniem grzbietu Chełma na Wyżynie Śląskiej. Ale nie o tym będzie ten tekst… Na wzgórzu dookoła sanktuarium rozsianych jest 40 kalwaryjnych kaplic. Ale tekst również nie będzie o tym… Pod koniec maja 1921 r. to miejsce było świadkiem krwawych walk pomiędzy śląskimi powstańcami a batalionem Freikorpsu „Oberland” z Bawarii, ale poza tą notką nie wspomnę o tych starciach ani słowem. To będzie tekst o kondycji Kościoła nad Wisłą.

Świadomie wybrałem kolosa – największy dom rekolekcyjny w kraju, by pokazać skalę zjawiska. Spróbujcie tu zarezerwować dla większej ekipy miejsce na rekolekcje do końca roku. Nie macie szans. To się nazywa „martwy Kościół”...

Duszpasterski ping-pong

Mogłem wybrać jeden z setek mniejszych domów rekolekcyjnych, ale wówczas spotkałbym się z zarzutem, że szczelne wypełnienie grafiku ośrodka na sto kilkadziesiąt miejsc nie jest problemem. Ruszyłem na Opolszczyznę. Do Babci. Wprawdzie nie mojej, tylko Pana Jezusa, ale ponieważ On sam nazwał mnie bratem, uznaję, że to nasza wspólna „oma”. Mijamy dywany maków i chabrów. Zawsze razem. Zawsze obok siebie. Podobnie jak dwujęzyczne nazwy miejscowości. Dolna – Dollna, Góra Świętej Anny – Sankt Annaberg. ​Wchodzę do potężnego gmachu, mijając napis: „Jeszcze nie jadłeś tak smacznie jak w Domu Pielgrzyma”. Nie ma dzikich tłumów, to środek tygodnia. Ale i tak dom zajęty jest przez polską młodzież (zielona szkoła) i wycieczkę z Niemiec. Największe tłumy oblegają Świętą Annę w czasie odpustów. Na Podwyższenie Krzyża Świętego wzgórze szturmuje 10 tys. pątników.

– Gdy przyjechaliśmy tu ze wspólnotą na weekend Alpha, było nas… 870 osób. Przejęliśmy ten ośrodek – śmieje się Franek Kucharczak. – Animatorzy nocowali nawet w pobliskim schronisku młodzieżowym, ponieważ w domu rekolekcyjnym jest „jedynie” 750 łóżek. To pokazuje skalę zjawiska, jakim są kursy Alpha. I wielki głód Boga, który jest w ludziach…

Często czytam o kryzysie w polskim Kościele. O tym, że nic się w nim nie dzieje, panuje nuda, a człowiek, jak inżynier Mamoń, ma ochotę wyjść z kina. Spróbujcie to powiedzieć bratu Dominikowi Grochli, wikariuszowi domu. Mieszka tu od 12 lat. Właściwy człowiek na właściwym miejscu – można o nim powiedzieć. Zna to miejsce na wylot. Każdy zakamarek. Nie gubi się w potężnym gąszczu kluczy (niektóre z nich mają gigantyczne rozmiary). Rozmawiamy w pokoju będącym tutejszym centrum dowodzenia.

Jaki jest Kościół w Polsce? Co go ożywia? Wystarczy zerknąć na „spis lokatorów” domu pielgrzyma. Widać tu jak na dłoni różnorodność Kościoła. – Stefan Mitas z Gliwic co roku organizuje letnie rekolekcje „Jezus żyje” – opowiada brat Dominik. – Ta inicjatywa rozrosła się do tego stopnia, że dziś odbywają się aż cztery turnusy i wszystkie są wypełnione. Ten dom cały „chodzi” – śmieje się brat Dominik. – Dorośli modlą się, śpiewają. Ooo, a tu, za drzwiami, dzieci grają w ping-ponga. Nie przeszkadza mi to. Na „Annie” widać, jak wielkie znaczenie w dzisiejszym Kościele mają wspólnoty. Widać też wielką tęsknotę ludzi za doświadczeniem Bożej miłości. Ileż ja świadectw tu słyszałem!

Jak się masz, kochanie?

– Kiedyś po weekendzie Alpha, gdy grupa już wyjeżdżała, jeden mężczyzna przyniósł mi kule – opowiada franciszkanin. – „Już nie będą mi potrzebne” –powiedział. – „Proszę zobaczyć, zostałem uzdrowiony. Miałem problemy z biodrem, nie potrafiłem się poruszać bez kul. Od wczoraj ich nie potrzebuję”. Przyjeżdżał tu jeszcze potem kilka razy. Widziałem wielokrotnie, jak Bóg dotyka tu ludzi, zmienia ich serca. W przeróżny, często przedziwny sposób. Najdziwniejsze świadectwo? Kiedyś organizowaliśmy tu nasze franciszkańskie rekolekcje. W tym samym czasie w wielkiej auli trwał weekend Alpha. Były andrzejki, więc na naszym spotkaniu zorganizowaliśmy zabawę. Na Alphę przyjechała pewna kobieta. „Za godzinę północ, a ja jeszcze nie byłam w kaplicy” – pomyślała. Ruszyła się z miejsca, gdy nagle usłyszała odgłosy zabawy. Puszczono akurat piosenkę: „Jak się masz, kochanie, jak się masz. Powiedz mi, kiedy znowu cię zobaczę”. Kobieta przystanęła z wrażenia. Był to dla niej, jak wspominała w świadectwie, punkt zwrotny rekolekcji. „Kiedy znowu cię zobaczę?” – te słowa były dla niej wołaniem Bożego serca. Jak widać, niezbadane są Jego drogi – wybucha śmiechem brat Dominik.

Kuchnia pracuje pełną parą. Dosłownie. Wydanie 400 obiadów to kwestia pół godzinki. Ekipa jest w stanie wydać tysiąc obiadów na godzinę. Ten kolos mógłby się przekształcić w bezduszny duszpasterski kombinat (franciszkanie zatrudniają tu na etacie 26 osób). Dlaczego tak się nie stało? – Bo ludzie przyjeżdżają się tu modlić. Skoro modli się tu 30 tys. ludzi rocznie, to jak bardzo to miejsce musi być pobłogosławione! – opowiada brat Dominik. – Przed trzema laty przyjechała tu oaza rodzin ze Skierniewic. Byli u nas pierwszy raz. Ich kapłan podszedł do mnie i powiedział: „To niesamowite! Ludzie weszli w rytm rekolekcji już pierwszego dnia. Wyczuwa się tu atmosferę modlitwy”. I muszę koniecznie dodać – opiekę św. Anny. Mam do niej od dzieciństwa wielkie nabożeństwo. Przyjeżdżałem tu z Zabrza jako siedmiolatek, więc czuję się tu jak w domu.

W klasztorze powyżej modli się 16 franciszkanów, w samym Domu Pielgrzyma czterech.

Długie kolejki

Tu widać Kościół w całej jego różnorodności. Oazę rodzin i Wspólnoty Trudnych Małżeństw Sychar, organizowany trzy razy w roku „Weekend pełen łaski” i grupy AA, egzorcystów i wspólnotę Arka z niepełnosprawnymi intelektualnie, neokatechumenat, który licznie zjeżdża na swe regionalne konwiwencje, i nauczycieli ze szkół katolickich, i dynamiczne charyzmatyczne wspólnoty z Wrocławia. – Zawsze przed Niedzielą Miłosierdzia przyjeżdża też grupa z kapucynem o. Józefem Koszarnym. Modlą się w auli od 6.30 do 21.30 – uśmiecha się brat Dominik. – Koronka, Różaniec, Droga Krzyżowa. Są u nas modlitwy w stylu „ręce do góry” i tradycyjne formy pobożności. Cały przekrój Kościoła! Szczególne są dla mnie weekendy Alpha. Dlaczego? Bo trafiają tu wówczas ludzie, którzy często żyli na bakier z Kościołem. Tu, na Świętej Annie, przeżywają przełom. Doświadczenie, które zmienia ich życie. Spowiedzi trwają do drugiej, trzeciej w nocy. Podobnie na „Weekendzie pełnym łaski” czy rekolekcjach „Jezus żyje”. Pokoje, w których mieszkają księża, są oblegane przez penitentów. Dłuuuuugie kolejki do spowiadających kapłanów zawsze robią na mnie ogromne wrażenie.

– Przed wielu laty na weekendzie uwielbienia na Górze Świętej Anny zrobiliśmy takie 24 godziny dla Pana – wspomina o. Rafał Kogut, franciszkanin z Cieszyna. − Zaczęliśmy o 18.00 w piątek, a skończyliśmy o 18.00 w sobotę. Przez całą noc trwało uwielbienie. Wspólnota z Istebnej „Ogień Boży” od lat praktykuje adorację w pierwszy piątek miesiąca. Modlą się przed Najświętszym Sakramentem. Nasiąkają Jego obecnością, przyjmują Jego miłość, dziękują za to, że jest blisko…

– Ma brat w ogóle czas, by się pomodlić? – pytam brata Dominika. – Na wszelki wypadek modlę się rano, by przed Mszą św. mieć odmówiony brewiarz, godzinę czytań, bo potem może być różnie. Zaczyna się młyn. O, proszę, znów dzwoni telefon…

Byle do przodu!

Chłopcy z łukami wracają z polowania. Niemowlęta słuchają o tym, jak eros i agape pięknie się uzupełniają, a młodzi w sali teatralnej oddają Królowi pomnożone talenty. Takie rzeczy tylko na Święcie Rodzin organizowanym przez wspólnotę „Obdarowani”. Konferencji słucha z uwagą nie tylko tłum dorosłych, ale i niemal trzydzieścioro niemowląt. Niektóre szkraby raczkują z wielką determinacją między rzędami. Mają jeden cel: byle do przodu! Rodziny naprawdę dobrze się tu czują. Puzzle układają się w jeden duży napis: „Rodzina jest fajna”.

Ruch rekolekcyjny z roku na rok jest większy. Nie widać tu zapowiadanego od lat kryzysu Kościoła. Można tu usłyszeć, co mówi dziś Duch do Kościoła. Widać np. fenomen o. Adama Szustaka, na którego rekolekcje („Weekend pełen łaski”) zapisy trwają kilka minut, bo potem brakuje już miejsc.

– Widać, jaki wpływ na życie Kościoła mają wspólnoty. Kościół jak na dłoni! – podsumowuje brat Dominik. – Modlitwa głośna i cicha, charyzmatyczna i brewiarzowa. Do wyboru, do koloru… Aż 57 proc. to rekolekcje organizowane przez wspólnoty, 15 proc. przygotowane przez samych franciszkanów, 10 proc. odpusty, a reszta – spotkania o charakterze pozareligijnym (np. zielone szkoły). Ruch jak w ulu. To dobrze. Przyznam bez bicia: bardzo to lubię.