Koszty riposty

Franciszek Kucharczak Franciszek Kucharczak

|

GN 26/2018

publikacja 28.06.2018 00:00

Nie mogąc od razu wyrazić opinii, masz czas sprawdzić, czy się z nią zgadzasz.

Koszty riposty

Teksty w pismach drukowanych mają jedną ważną zaletę – nie można pod nimi publikować komentarzy. I pewnie jest to jeden z powodów, dla których wydania papierowe ustępują pod naporem internetu, w którym niemal wszystko komentować można.

„No to co to za zaleta, skoro to wada!” – oburzy się namiętny komentator internetowych tekstów. Jeszcze bardziej oburzy się troll, zwłaszcza płatny. Z czego on ma żyć, jak on ma hejtować artykuły na papierze? Ma pisać te swoje mądrości i wysyłać je co pięć minut tradycyjną pocztą, priorytetem na adres redakcji?

No tak, to by było trudne, a internetowy ludzik bez możliwości komentowania czułby się niekomfortowo jak, nie przymierzając, Robert Biedroń na pielgrzymce w Mekce.

Nie no, ja nie twierdzę, że w ogóle nie warto niczego komentować. Przeciwnie – pewne rzeczy warto, ale możliwość natychmiastowej reakcji sprawia, że im więcej się komentuje, tym mniej w tym sensu. Brakuje tam zwyczajnego namysłu. Ba! Nawet zapoznania się z komentowaną treścią brakuje. Niejednemu sam tytuł wystarczy, żeby już lecieć ze swoją „odpowiedzią”.

W takich warunkach nie myśli się nad przeczytanym tekstem, celebruje się za to swoją reakcję. – Ale mu dowaliłem! – cieszy się taki jeden, a potem dowala drugiemu, który komentuje jego komentarz, po czym dołączają się trzeci z czwartym, czepiając się obu przedmówców. I tak pod tekstem, który mało kto przeczytał, rozwija się „dyskusja” wszystkich, którzy się wkurzyli, zanim zrozumieli, o co chodzi. No i potem już raczej nie zrozumieją, bo tam przecież nie chodzi o rozumienie, tylko o dymienie. Tematy się mieszają, wątek ucieka, dyskusja skręca w zupełnie innym kierunku, a czasem dryfuje w ogóle bez kierunku.

Ta sytuacja, śmiem twierdzić, pozbawia wielu odbiorców możliwości przetrawienia wchłanianych treści. Zwłaszcza wtedy, gdy te treści ich irytują, bo irytacja bywa przyczyną fermentacji, ta zaś może przynieść coś nowego i cennego. Jeśli jednak tuż po pobieżnym zapoznaniu się ze stanowiskiem autora następuje kontra, nie będzie żadnej refleksji nad tym, co się przeczytało, lecz jałowe zadowolenie tym, co się, zazwyczaj anonimowo, napisało.

Wyobraźmy sobie, co by było, gdyby pod tekstem Biblii istniała podobna możliwość wyrażania opinii. Toż tam byłby bardziej ring niż kaplica. I zamiast skupienia się na tekstach natchnionych mielibyśmy tabuny natchnionych polemistów, skupionych na swoich „ciętych ripostach” i przekonanych, że zagięli Pana Boga.

Cóż, nie zaradzimy temu globalnie, ale możemy indywidualnie. Każdy może powstrzymać się od komentowania danej treści przynajmniej do czasu przyswojenia jej sobie – a to zazwyczaj wymaga chwili namysłu.

Co, myślisz, że głupoty piszę? OK, ale powiedz to, proszę, nieco później.

* * * * *

Kanadyjska tolerancja

Władze Kanady kontynuują antychrześcijański kurs. Tamtejszy Sąd Najwyższy orzekł, że chrześcijańskie szkoły mogą nie otrzymać akredytacji, jeśli będą reprezentowały tradycyjne poglądy na seksualność. Decyzja wiązała się z projektem protestanckiego uniwersytetu Trinity Western, który chciał otworzyć szkołę prawniczą. Stanowisko uczelni jest zgodne z moralnością chrześcijańską, dopuszczającą relacje seksualne jedynie między małżonkami, czyli między zaślubionymi sobie jedną kobietą i jednym mężczyzną. Federacja Środowisk Prawniczych w Kanadzie oskarżyła uczelnię o dyskryminowanie środowisk LGBT. Sąd Najwyższy przyznał rację Federacji. Oznacza to, że w cywilizowanym kraju nie wolno głosić chrześcijańskich poglądów, nawet w instytucjach chrześcijańskich. Jak tak dalej pójdzie, pewnego dnia dowiemy się, że chrześcijaństwo jest dopuszczalne tylko wtedy, gdy się w żaden sposób nie manifestuje.

Raj aborcyjny

Argentyna zalegalizowała zabijanie dzieci na życzenie. W nowych przepisach jest dodatkowo zakaz jakiegokolwiek odwodzenia kobiet od decyzji o aborcji. A właściwie nie tylko kobiet, bo deputowani w genderowym zapędzie zmienili pojęcie „kobiety ciężarnej” na „osobę ciężarną”. Tak więc w Argentynie dziecko będą mogli zabić przedstawiciele płci męskiej, żeńskiej i nijakiej – i jaką tam jeszcze wymyślą.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.