Piotruś Pan nad grobikiem

Franciszek Kucharczak

|

GN 24/2018

publikacja 14.06.2018 00:00

Bliźni to nie każdy obiekt miłości. Bliźni to ten, komu należy się miłość.

Piotruś Pan nad grobikiem

Kiedy pod kołami samochodu zginął nasz pies, było mi przykro. Jeszcze bardziej moim dzieciom. W końcu to żyjące z nami stworzenie, a do tego sympatyczne i merdające. Wiadomo – człowiek się przyzwyczaja, normalna rzecz, że mu potem trochę żal.

Ale trochę. Zwierzę to nie człowiek. Trzeba przecież znać proporcję, zwłaszcza w miłości. U dzieci to zrozumiałe, że mocno przeżywają śmierć ulubionych zwierzaków. Uczą się w ten sposób przeżywać stratę, bo przyjdzie czas, gdy będą musiały zmierzyć się ze stratą znacznie poważniejszą. Jeśli przeżyją to odpowiednio, ból będzie budować ich dojrzałą osobowość. Nawet dziecięca chęć stawiania nagrobków w miejscu, gdzie jest „pies pogrzebany”, też jest dobra – to wszystko jest nauką dorosłego życia, podobnie jak zabawa w sklep, w strażaka czy w wojsko. Potem jednak człowiek dorasta i dziecięce nauki wykorzystuje w działaniu dojrzałego człowieka. No chyba że pozostanie mentalnym dzieckiem, wiecznym Piotrusiem Panem, który powiela dziecięce schematy, wyobrażając sobie, że w ten sposób zachowuje dziecięcą otwartość i wrażliwość.

Dramatyczną ilustracją narastającej mentalności zdziecinniałych dorosłych są zwierzęce nekropolie. Tydzień temu „Dziennik Zachodni” pisał o zmianie, jaka zaszła w podejściu do zwierząt w ostatnim dziesięcioleciu. Padły wyrywkowe liczby – cmentarze dla zwierząt w Toruniu i pod Bydgoszczą: dwa tysiące grobów, w większości z nagrobkami. Zadbane, palą się na nich znicze, rosną kwiaty. Czytam, że w różnych miejscach Polski brakuje takich miejsc, i że to narastający problem. I o tym, że ludzie płaczą nad tymi grobami, odwiedzając je stale. I jeszcze, że jakaś pani, przeprowadzając się ze Szczecina, ekshumowała szczątki swego psa i pochowała je w Toruniu…

W porządku, rozumiem, że ludzie mają prawo do przeżywania takich dramatów, jakie sobie życzą. Ale w tym właśnie problem, że życzą sobie właśnie tak. Bo miłość to jednak wybór. Dorosły człowiek powinien wybierać rozsądnie – zwłaszcza to, kogo (czy co) pokocha. Mamy ograniczone zasoby zaangażowania emocjonalnego i każdego innego. Kiedy całe serce odda się czworonogowi, czy coś zostanie dla człowieka?

To nie jest banalna sprawa. Jezus mówi o dwóch podstawowych przykazaniach: miłości Boga i bliźniego. Boga trzeba kochać ze wszystkich sił, a bliźniego jak siebie samego. A bliźni to człowiek i tylko człowiek. Tymczasem coraz częściej czytam, że ludzie są gorsi od zwierząt. Słyszę, że im mniej dzieci, tym lepiej, bo mamy przeludnienie. Widzę pogrzeby bez żałobników. Dowiaduję się, że u sąsiadów za granicą połowa pochówków odbywa się bez ceremonii, bo nikt się po prochy zmarłych nie zgłasza. Nie wiem, może w tym czasie płaczą nad grobem zwierzaka?

Dojrzały człowiek umie gospodarować swoją miłością. Ano właśnie: dojrzały.

* * * * *

Reduktorzy napięć

Zawodnikom reprezentacji Brazylii przed rozpoczęciem piłkarskich mistrzostw świata zabroniono wykonywania gestów religijnych. Tak wymyślił ichni sztab trenerski. Chodziło o to, żeby uniknąć napięć w kadrze. Efekt jest dokładnie przeciwny, ale cóż – chłopaki chcieli dobrze, tylko wywiad u nich kiepski. Bo wystarczyło się wywiedzieć na temat różnic światopoglądowych kadry. Okazałoby się wtedy, że wśród ich piłkarzy przeważają członkowie ewangelikalnych Kościołów zielonoświątkowych, katolicy są w mniejszości. Tak się jednak składa, że jedni i drudzy są chrześcijanami i modlą się do tego samego Boga. I nikomu tam modlitwa nie przeszkadzała. Wygląda jednak na to, że decydenci należą do laickiego kościoła neutralno-światopoglądowego i są jego fanatycznymi wyznawcami. Stąd ich misyjna postawa i gorliwość w służbie bożka Tolerancjusza.

Misja: Polska

Georgette Mosbacher, nowa ambasador USA w Polsce, potraktowała poważnie swoją funkcję. Powiedziała, że jeśli jej nominacja zostanie zatwierdzona, to „służba w Polsce będzie najważniejszym obowiązkiem w całym jej życiu”. No i miło. Tyle tylko, że pani ambasador ma specyficzne pojęcie na temat naszego kraju, bo chce w Warszawie sprzeciwiać się „wszelkim przejawom bigoterii i antysemityzmowi” i dołoży starań, by Polska… przyjęła uchodźców (!). Pewnie wiedzę o nas ma z „Wyborczej” i TVN.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.