Masz to ogarnąć!

Marcin Jakimowicz

|

GN 24/2018

publikacja 14.06.2018 00:00

Weronika: – Widziałam oczyma wyobraźni, jak idę na jego pogrzeb. Paweł: – „Nie nadajesz się na żadną terapię. Najwyżej możemy cię w psychiatryku przez pół roku faszerować psychotropami” – usłyszałem. W sierpniu biorą ślub. Też nie możecie się nadziwić, do czego zdolna jest miłość?

Masz to ogarnąć! Weronika: – Przeryczałam mnóstwo nocy. Wierzyłam jednak, że Bóg jest w stanie z tego wyprowadzić dobro. Paweł: – Coś we mnie pękło. Poczułem, że straciłem coś najważniejszego w życiu. Straciłem tożsamość. roman koszowski /foto gość

Paweł: – Jak zawsze wszystko zaczyna się w rodzinie. Gdy byłem mały, tata zaczął coraz częściej wyjeżdżać. W końcu wyjechał na dobre. Mama została z trojgiem dzieci na głowie. To nie jest łatwa sprawa. Zwłaszcza że byliśmy dziećmi wymagającymi: ja grałem na fortepianie, brat na skrzypcach, siostra na gitarze. Problemy miałem już w podstawówce. Uczyłem się świetnie, ale byłem bardzo ruchliwy i słyszałem nieustannie skargi na to, że jestem nadpobudliwy. Do 8. roku życia miałem z ojcem świetną relację. Był dla mnie wszystkim. I nagle zniknął.

Ostro

W gimnazjum wszedłem w narkotyki. Pierwszy raz spróbowałem na wagarach. Alkohol i papierosy były już w podstawówce. Wszedłem w dopalacze. Początkowo niewinnie. Raz na jakiś czas, na imprezkach. Pełna kontrola. Tak mi się wydawało. Wbrew obiegowym poglądom ludzie, którzy ze mną brali, nie byli z rodzin patologicznych. Sami wrażliwi, błyskotliwi młodzi z dobrych inteligenckich domów. Wygrywali olimpiady. Chodziłem do dobrego gimnazjum. W klasie niemal wszyscy pochodzili z rozbitych lub niepełnych rodzin. Nieobecny ojciec, rozwód… Początkowo nie identyfikowałem się z nimi. Tłumaczyłem sobie: „Mam tatę!”. Po pewnym czasie zrozumiałem, że gramy w tej samej lidze.

Dostępne jest 12% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.