Kandydat się określa

Franciszek Kucharczak

Pytanie, jak określą się jego potencjalni wyborcy.

Kandydat się określa

W sobotę przez Warszawę przeszła Parada Równości. Szli działacze homoseksualni i Rafał Trzaskowski. W niedzielę przez Warszawę (i przez wiele innych polskich miejscowości) przeszedł Marsz dla Życia i Rodziny. Szli działacze pro life i Patryk Jaki.

Trzaskowski zapewniał, że jeśli zostanie prezydentem stolicy, obejmie patronatem Paradę Równości, Jaki oświadczył, że nigdy nie udzieli patronatu Paradzie Równości.

Zachowanie Patryka Jakiego nie dziwi – reprezentuje środowisko konserwatywne. Wiadomo było, że człowiek PiS nie poprze homopropagandy, opowie się natomiast za obroną życia ludzkiego (nawet jeśli boi się całkiem zdelegalizować aborcję). W każdym razie Jaki na lewicę nie liczył, to oczywiste. Natomiast jeśli chodzi o Rafała Trzaskowskiego, to można się było spodziewać, że jako człowiek PO będzie grał na wszystkie możliwe elektoraty, udając przyjaciela wszystkich. Tak od lat wygląda strategia tej partii – dawać sygnały na prawo i lewo, nie palić mostów, palić natomiast i Bogu, i diabłu jednocześnie i świeczkę, i ogarek. Czyli w sumie po prostu – bezideowość.

Jednak obecność Trzaskowskiego na Paradzie Równości i jego umizgi do homolobby zdają się zwiastować zmianę taktyki. Bo co innego ogólnie poprzeć, zagadać, a co innego manifestować wśród ludzi całkowicie zdeklarowanych po jednej stronie. Chyba ktoś tam u nich w sztabie wyliczył, że przynajmniej w stolicy na elektorat konserwatywny nie ma już co liczyć. Że lepiej odpuścić sobie katolików i Kościół, odgrzać „nieklękanie przed księdzem” i zdecydować się tylko na elektorat lewicowo-„postępowy”. Może uznali, że miłośników gejostwa i amatorów nijakości jest już w stolicy tylu, że mogą ich kandydatowi zapewnić zwycięstwo.

No cóż – ryzykowne zagranie. Próby legalizacji związków partnerskich, w tym jednopłciowych Polakom niespecjalnie się spodobały. Nie chwycił też eksperyment „Palikot”, polegający na ostrym antyklerykalizmie, połączonym z promocją wszelakiej zwichrowanej moralnie menażerii.

Skąd więc teraz nagle ta śmiałość i stawianie na jedną – lewą – kartę? Może sztabowców Trzaskowskiego ośmieliło zwycięstwo Biedronia w Słupsku i wymyślili sobie, że skoro tam zwyciężył zdeklarowany homodziałacz, to tym bardziej w Warszawie zwycięży zdeklarowany przyjaciel homodziałaczy?

I teraz pytanie, jak to naprawdę jest: czy takie zachowania pomogą Trzaskowskiemu, czy mu zaszkodzą? Bo to, że gra idzie o wielką stawkę, już chyba nie budzi niczyjej wątpliwości. To stawka znacznie większa niż włodarstwo w stolicy. To jest pytanie o zasady, o model człowieczeństwa i w ogóle o to, czy dziś Polacy są jeszcze chrześcijanami.