Kultura wszystkich

GN 23/2018

publikacja 07.06.2018 00:00

O „czarnej liście” twórców oraz różnorodności i wartościach w kulturze mówi wicepremier, minister kultury i dziedzictwa narodowego prof. Piotr Gliński.

Kultura wszystkich Tomasz Gołąb /foto Gość

Bogumił Łoziński: Kto otwiera ministerialną „czarną listę”?

Prof. Piotr Gliński: {BODY:BBC} (śmiech){/BODY:BBC} Nie wiem, może pan mi podpowie, bo w tej materii moja wiedza jest skromna. Choć czasami czytam o takich listach.

Reżyser Paweł Pawlikowski twierdzi, że istnieje czarna lista filmowców, którzy nie mogą być wspierani przez ministerstwo kultury.

Pan Pawlikowski powiedział coś takiego dwa lata temu. Obecnie, w wywiadzie po zdobyciu w Cannes nagrody dla najlepszego reżysera za film „Zimna wojna”, chyba trochę zweryfikował tę opinię. Aczkolwiek zdaje się, że wciąż uważa, iż coś takiego istnieje w ramach tego, co my nazywamy normalnym mecenatem państwa. W tej sferze zawsze są jakieś wybory. I do dokonywania tych wyborów, w rozsądnym zakresie, minister kultury ma demokratyczny mandat. Jedni twórcy otrzymują wsparcie państwa, a inni nie, albo dostają je w mniejszym zakresie. Oczywiście nie ma żadnej listy i wielu twórców, którzy pewnie mieliby kłopot, aby podać mi rękę – jak to narysował jeden karykaturzysta – drugą rękę wyciągają po środki publiczne. I mają do tego prawo. To nie jest nic nadzwyczajnego, bo państwo powinno łożyć przede wszystkim na rzeczy wartościowe, i takie jest główne kryterium podziału środków publicznych na kulturę, choć – przyznaję – jest ono złożone.

Twórcy krytyczni wobec obecnego rządu skarżą się, że są pomijani.

Chciałbym bardzo wyraźnie powiedzieć, że wszyscy polscy twórcy, którzy w ostatnim czasie odnieśli sukcesy zagraniczne – Małgorzata Szumowska, Paweł Pawlikowski czy Olga Tokarczuk – korzystali i korzystają ze wsparcia mecenatu państwa. Ostatnio przyznałem też grant np. pani Krystynie Jandzie na sztukę o Grzegorzu Przemyku. Ja wiem, że oni mówią, iż „łaski nie robię”… ale i do takiego sądu w wolnym kraju każdy ma prawo. W demokracji jest tak, że osoba, która „nie podaje ręki ministrowi kultury”, ma prawo otrzymać pieniądze publiczne. Choć jednocześnie trzeba podkreślić – i to dedykuję moim adwersarzom – że takie demonstrowanie lekceważenia, a czasem agresji wobec demokratycznie ustanowionego przedstawiciela władzy jest jednak dla demokracji zabójcze. W długiej perspektywie niszczy kulturę demokratyczną, reguły życia publicznego. Swoimi politycznymi fochami, mową nienawiści, dążeniem do zniszczenia, „unieważnienia” adwersarza, a nie pokonania go w pojedynku na racje, tą całą „paniką moralną” i pogardą dla inaczej myślących robią państwo krzywdę nie ministrowi kultury, ale polskiej kulturze, i to tej szeroko rozumianej. Polsce po prostu. Ja niekiedy rozmawiam z ludźmi kultury, którzy mnie i nasz rząd mieszają z błotem, często w sposób niezrozumiale agresywny, bo uważam, że powinniśmy przełamywać uprzedzenia i złe emocje. Właśnie dla dobra demokracji i kultury życia publicznego. Z panem Pawlikowskim zamieniłem kilka słów po premierze „Zimnej wojny”, gratulując mu, i usłyszałem, że jeśli my potrafimy rozmawiać, to może teraz w Polsce będzie lepiej. Zgadzam się, w tym sensie, że od tego zależy jakość naszego życia publicznego. Musimy nauczyć się żyć w społeczeństwie różnic. Bo różnice są – nie po to, żeby je zagłaskiwać, ale by o nich rozmawiać. A rozmowy, dialogu boi się tylko ten, kto nie ma argumentów i dąży do rozwiązań siłowych. Ja w każdym razie nie będę robił tego, co czynił poprzedni rząd, nie będę gardził, dehumanizował i wykluczał… Ale będę jednocześnie twardo bronił swoich poglądów i przekonań, bo uważam, że mam mocne argumenty…

Dostępne jest 30% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.