Prywatność głupstw

Franciszek Kucharczak Franciszek Kucharczak

|

GN 21/2018

publikacja 24.05.2018 00:00

Co oznaczają nieprawidłowości? To, że trzeba wrócić do prawidłowości.

Prywatność głupstw

W okolicy Wielkanocy wielką popularność w sieci zdobył filmik przedstawiający przelot konsekrowanej Hostii podwieszonej do drona. Co to miało symbolizować – nie bardzo wiadomo, wiadomo za to, że pomysł ten wygrał w rankingu tegorocznych dziwactw wielkanocnych. Nie miały z nim szans ani figura zmartwychwstałego Jezusa, wyskakująca z grobu jak zabawka na sprężynie, ani płyta zasłaniająca krucyfiks w ołtarzu po odpaleniu petardy. Ale i w okresie zwykłym zdarzają się przedziwne rzeczy, a ponieważ teraz wszystko się filmuje, ludzkość ma się czym ekscytować.

W takich razach w internecie odzywają się chóry oburzonych, drących szaty nad obecną liturgią Kościoła, która ich zdaniem jest tego przyczyną.

E tam. Przyczyną takich rzeczy jest odwieczna ludzka skłonność do dziwaczenia.

Pewnie, że w Kościele nie powinny się zdarzać głupie rzeczy – ale się zdarzają. Tak samo na drogach nie powinny zdarzać się wypadki – a też się zdarzają. I tam, i tu najczęstszą przyczyną jest niezachowanie przepisów. Tu tkwi istota rzeczy: amatorzy okołokościelnych głupstw łamią zasady, które OBOWIĄZUJĄ. Bo wszystko jest ustalone. Dokładnie wiadomo, jak należy traktować Najświętszy Sakrament – zawsze z najwyższym szacunkiem, a nigdy jako gadżet w czyimś teatrzyku.

Za łamanie prawa odpowiadają ci, którzy je łamią, a nie ci, co je stworzyli. Zasady są po to, żeby nie było głupstw, ale zawsze znajdą się mądrzejsi, którzy po te głupstwa sięgną. Bo, cytując wojaka Szwejka, „nie wolno, ale można”. Nie wolno robić cyrku z kościoła, ale można, nie wolno traktować rzeczy świętych jak zabawki – ale można.

Na szczęście te rzeczy wcale nie są tak częste, jak się wydaje. Jeśli wrażenie jest przeciwne, to z powodu powszechnego dostępu do natychmiastowej informacji. Gdziekolwiek na świecie wydarzy się coś osobliwego, durnego, a zwłaszcza skandalicznego i bluźnierczego, natychmiast wszyscy o tym wiedzą. Gdy nasi pradziadkowie dowiadywali się po godzinie o tym, co stało się na drugim końcu wsi, my szybciej dowiadujemy się o lokalnej sensacji zaistniałej na drugiej półkuli. I wydaje się, że sprawców zła jest dziś więcej – od dręczycieli wiewiórek po pedofilów. No i że także w Kościele jest więcej przegięć niż kiedyś, przy czym z rozpędu za przegięcia bierze się także to, co nimi nie jest. Jeśli na przykład Kościół daje wybór co do sposobu przyjmowania Komunii św. – na stojąco lub na klęcząco, do ust lub na rękę – to każda z tych form jest godna i dobra. Kiedyś o tym pisałem. Otrzymałem potem sporo listów pełnych oburzenia, popartego przykładami liturgicznych nieprawidłowości. Ale to były nieprawidłowości właśnie. Trzeba być posłusznym Kościołowi – a będzie prawidłowo.

* * * * *

Źle, czyli dobrze

Z okazji Międzynarodowego Dnia Przeciw Homofobii, Transfobii i Bifobii europejskie homolobby opublikowało raport nt. poziomu „równouprawnienia osób nieheteroseksualnych” w UE. Na 100 punktów Polsce przyznano 18. Czyli że jesteśmy ciężkimi homofobami, transfobami i bifobami. „Gorzej jest tylko na Łotwie” – użalili się w „Wyborczej”. Bo Łotwa ma 16 procent. W gazecie zastrzegają, że raport dotyczy prawodawstwa, a nie nastrojów społecznych. Uff, to dobrze. Istnieje nadzieja, że jednak jesteśmy lepsi od Łotyszów. Czyli „najgorsi”.

Ot, pomoc

W Bazylei przeprowadzono eutanazję… 104-letniego dr. Davida Goodalla. Ten znany w Australii botanik i wykładowca przyjechał do Szwajcarii po „śmierć na życzenie”. Nie był nieuleczalnie chory, ba, jeszcze w wieku 102 lat wygrał proces o możliwość kontynuowania pracy w kampusie. Mediom powiedział, że decyzję o eutanazji podjął z powodu pogarszającej się jakości życia. Stwierdził, że nie chce być zależny od opieki innych ludzi. Wyraził żal, że tak długo żyje. „Moja rodzina zdaje sobie sprawę z tego, że takie życie nie daje mi żadnej przyjemności. Im szybciej to się skończy, tym lepiej” – oświadczył. Ot, znak czasu: życie ma przynosić wyłącznie przyjemność, inaczej nie ma wartości. To, że pan Goodall tak uważał, można jeszcze zrozumieć – czuł się nieszczęśliwy. W normalnym świecie wniosek byłby prosty: trzeba mu pomóc. W nienormalnym świecie pomóc oznacza zabić.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.