Po prostu

Marcin Jakimowicz

|

GN 21/2018

publikacja 24.05.2018 00:00

„Chcecie zajmować ostatnie miejsca?” – zagadnąłem znajome małe siostry Jezusa. „Ostatnie? Nie ma najmniejszych szans. Zajął je już Jezus”. Tuż obok Niego stoi mały brat Moris. 15 maja ten „niespotykanie spokojny człowiek” ukończył bieg i teraz chowa się za Jego plecami. Tak to widzę.

Po prostu JóZEF WOLNY /foto gość

Informacja o jego śmierci nie obiegła pierwszych stron gazet. Na hasło „Maurice Maurin” wyszukiwarki reagują jedynie kilkoma tekstami o kontemplacji. Przez całe życie chciał pozostać mały, nieza­uważany. Nie chciał przesłaniać Tego, którego nazywał Przyjacielem.

Pamiętam, jak zżymał się zażenowany, gdy powiedziałem do niego „ojcze”. – Nie jestem ojcem. Jestem bratem. I to w dodatku małym bratem. Ale bratem Syna Bożego. Po co mi więcej? Ja nie chcę być „kimś”! Ostatnio pewna siostra zakonna kręciła głową: „Powinno się księdza tytułować: ojcze”. Uśmiechnąłem się: „Jestem bratem, i to małym. Oj, muszę z siostrą poczytać Ewangelię”. Nie rozumiem, po co nam te tytuły przed nazwiskiem. Prałat, profesor, doktor. Po co się tak podpisujemy? By pokazać innym, że jesteśmy kilka poziomów wyżej? To nie jest chrześcijańskie. Jezus szanował każdego: kobieta, która sprząta Dworzec Centralny, ma taką samą godność jak profesor uniwersytetu.

Czego się bać?

Dostępne jest 14% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.