17.05.2018 00:00 GN 20/2018
Pisząc „Balladynę”, Juliusz Słowacki antycypował rzeź wołyńską, która ponad sto lat później wydarzyła się na jego rodzinnej ziemi.
Leon Wyczółkowski malował Alinę dwukrotnie. W 1879 r. ukazał ją jako martwą wieśniaczkę z pucułowatą buzią, porzuconą w leśnej głuszy, rok później – jako eteryczną pannę, która wydaje się spać na łące, wśród motyli i bławatków. Ten drugi obraz, wykonany według wskazówek Adama Chmielowskiego (św. Brata Alberta), jest równie piękny, co statyczny. Ten pierwszy, pełen metafizycznej grozy, do dziś niepokoi i inspiruje.
Czy baśniowa fabuła „Balladyny” to alegoria polskich dziejów? Tak twierdził Jan Matejko i prawdopodobnie za jego namową Wyczółkowski zainteresował się postacią zadźganej nożem dziewczyny. Dla mnie, patrzącego w głąb narodowej historii z perspektywy XXI w., sprawa jest jeszcze bardziej intrygująca. Pisząc w końcu 1834 r. w Szwajcarii swój arcydramat, Juliusz Słowacki antycypował rzeź wołyńską, która ponad sto lat później wydarzyła się na jego rodzinnej ziemi.
„Matko, w lesie są maliny,/ Niechaj idą w las dziewczyny,/ Która więcej malin zbierze,/ Tę za żonę pan wybierze”. Alina personifikuje kresową Polskę, Balladyna – lud ukraiński, Matka Wdowa – ideę wielonarodowej Rzeczypospolitej. Bogaty książę Kirkor, o którego względy rywalizują siostry, to uosobienie tzw. wolnego świata. Żeby wybić się na niepodległość, Ukraińcy postanowili wybić ogół wołyńskich Polaków i wyrzec się wspólnych tradycji. Najwyraźniej różnica między jednym a drugim sensem słowa „wybić” nie została przez nich dostrzeżona. Tylko epilog, który znamy z historii Europy Środkowej, nieco odbiega od literackiej wizji Słowackiego, bo „wolny świat” ostatecznie zrezygnował ze ślubu i wszystkich Słowian sprzedał Sowietom.
Nigdy dość przypominania o jednej z najbardziej bestialskich zbrodni w historii ludzkości: ludobójstwie dokonanym przez Ukraińców na polskich mieszkańcach Wołynia. Żeby w pełni odkryć własną tożsamość i rozpoznać zbiorowe powołanie, musimy głośno mówić zarówno o ofiarach ludobójstwa, jak i o jego sprawcach. Nie zrobią tego za nas dzieci Balladyny, które ludowym zwyczajem nie chcą albo nie potrafią przyjąć do wiadomości grzechów matki.
Pochylony nad reprodukcją mrocznego płótna Wyczółkowskiego, często myślę o Alinie. Gdzie teraz jest? Czy znalazła swój grób? A może, jak wielu naszych rodaków, męczenników z Wołynia, wciąż czeka na godny, chrześcijański pogrzeb?
ALINA
1. Za granicą na Bugu w samym sercu Wołynia jest las dziejów a w lesie gęstwina
nikt tamtędy nie chodzi każdy łukiem omija knieję w której zginęła Alina
dzięcioł stuka w sosenkę jakby sklecał trumienkę krzew paproci raz w roku rozkwita
ona ciągle tam leży – w imię Ojca i Syna – z otwartymi szeroko oczyma
2. a gdy wieczór zapada i w liściastych prześwitach ukazuje się pełnia księżyca
nóż wyjęty ukradkiem z plecionego koszyka połyskuje w matowych źrenicach
drozd solista na dębie śpiewa smutną piosenkę na pień brzozy gramoli się ślimak
i ruch ręki siostrzanej pewny jak sztych rzeźnika w martwych oczach się zjawia i znika
3. pędzą chmury po niebie woda w Styrze upływa mija lato i zaraz jest zima
dusze krążą po lesie jak tropiona zwierzyna i na nowo się dramat zaczyna
stańmy bracia na drodze niechaj wszyscy usłyszą co się stało z nieszczęsną dziewczyną
bo dopóki od zbrodni odłączona jest wina cała nasza historia w malinach •
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.