Nie ma jak u Mamy

Marcin Jakimowicz

|

GN 18/2018

publikacja 03.05.2018 00:00

Na Jasnej Górze gwarno jak w ulu, więc by odsapnąć, ruszyliśmy do… klasztornych pszczół. A potem wróciliśmy do sanktuarium, by poznać jego największą tajemnicę.

Bzzz... Z jasnogórskiego ula wylatuje rój pszczół. Kwitną jabłonie i morele. Bzzz... Z jasnogórskiego ula wylatuje rój pszczół. Kwitną jabłonie i morele.
HENRYK PRZONDZIONO

Kto wziął ścierki od Matki Boskiej? – do dolnej zakrystii wpada jedna z sióstr. – Ja nie! Trzeba poszukać na górze – odpowiada ukryta w gąszczu ponad 1500 ornatów siostra Miriam. „Ścierki od Matki Boskiej”? Przecież to kwintesencja Jasnej Góry! To gigantyczny dwór Królowej ze świtą ponad setki mężczyzn w białych habitach. Tyle że ta Królowa sama nazywa się… Służebnicą, więc zamiast dworskiej etykiety znajdziemy tu rodzinną atmosferę.

Lojalnie uprzedzam: największej tajemnicy Jasnej Góry wam nie wyjawię. Nie usłyszycie o niej również od paulinów. Nie mogą o niej opowiedzieć, bo to tajemnica związana z… tajemnicą. Słowa bezradne są wobec tego, co dzieje się w obleganych przez tłumy konfesjonałach. Kamienie, które spadają ludziom z serc, mogłyby utworzyć ośmiotysięczniki. W ubiegłym roku paulini (w konfesjonałach siedzą po 3 godziny dziennie) słuchali spowiedzi przez 33 tys. godzin.

Przeładna

Dostępne jest 9% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.