Z kraju do ojczyzny

Franciszek Kucharczak Franciszek Kucharczak

|

GN 18/2018

publikacja 03.05.2018 00:00

Na nic nam Polska od morza do morza – potrzebujemy Polski od ziemi do nieba.

Z kraju do ojczyzny

Dialog w skeczu sprzed lat: – Panie majster, Ruskie w kosmos poleciały! – Wszystkie? – No nie… – To co mi tu łeb zawracasz!

Pobrzmiewa tu jedna z koncepcji patriotyzmu, wedle której dla Polski byłoby najlepiej, gdyby nie miała problemów z sąsiadami. Wtedy Polska mogłaby być supermocarstwem i to sąsiedzi mieliby problemy z nami. Jakby Ruskie poleciały i nie wróciły, a do tego może jeszcze Niemcy, to by dopiero było! Ziściłaby się wizja kraju od morza do morza – a nawet do wielu mórz. Potęga, potęga, imperium, łaaa!

No to dobra, wyobraźmy sobie, że rzeczywiście jesteśmy imperium. I co się z nami dzieje?

Wstajemy rano szczęśliwsi? Zjadamy jajecznicę z większych jajek? Pracę wykonujemy z wyżej podniesionym czołem, a wieczorne rozmowy przy grillu prowadzimy dostojniej? Śpimy pod biało-czerwoną kołdrą, śniąc, że siedzimy na tronie, po czym budzimy się – i rzeczywiście?

Nawet jeśliby tak było, to jakoś nie widzę trwałych, realnych korzyści, jakie miałyby z tego wynikać. Za to nierealne korzyści, owszem, widzę: to za nimi uganiali się zdobywcy ziem, geniusze strategii w rodzaju Aleksandra Wielkiego czy Napoleona. Tylko co z tego, że przetoczyli się z wojskami przez pół świata, że przelali rzeki krwi, skoro nie widać dobra, jakie miałoby z tego wyniknąć? Po wielkich podbojach zawsze pozostaje mnóstwo ludzi martwych, ale ani jeden nie jest bardziej żywy. Więc po co to wszystko? Po to, żeby zakompleksione indywidua mogły udowadniać swoją wielkość na gruzach własnoręcznie zniszczonych wspaniałości?

„Cóż bowiem za korzyść odniesie człowiek, choćby cały świat zyskał, a na swej duszy szkodę poniósł?” – mówi Pan Jezus (Mt 16,26). Prosty z tego wniosek, że bezduszne (czyli bez dbania o duszę) zdobywanie świata nie przynosi korzyści.

Imperia przychodzą i odchodzą, i jakoś nie widać, żeby kości ich obywateli spoczywały w ziemi godniej albo choćby trwalej od szczątków przedstawicieli innych społeczności. A ileż wysiłku, ile środków i zmagań kiedyś włożyli zwycięzcy w zdobycie władzy, ile łez i krwi kosztowało to przegranych – wszystko dla garstki popiołu, która zostaje z tego po nie tak wielu latach.

Jeśli narody zostawiają po sobie coś naprawdę wartościowego, to tylko to, co przynosi korzyść duszy. Nam, chrześcijanom, łatwiej wskazać to, dla czego warto poświęcić wszystkie siły: zbawienie. Jeśli Polska będzie dla ludzkości czytelnym drogowskazem do nieba, to będzie potęgą. Niekoniecznie światową, ale po co komu światowa, skoro ten świat jest tak przeraźliwie chwilowy. Nasza ojczyzna jest w niebie, więc dobry jest taki kraj, z którego łatwiej się tam dostać. Do nieba – nie w kosmos.

* * * * *

Lekkość wyparcia

Joanna Lichocka skrytykowała projekt „Zatrzymaj aborcję”. Powiedziała, że jest to „projekt na miarę ludzką nieludzki”. Niezgodnie z prawdą stwierdziła, że ustawa ta „zakłada nadrzędność interesów dziecka nienarodzonego nad życiem i zdrowiem kobiety”. Gdyby powiedziała prawdę (czyli że projekt chroni dzieci), toby nie mogła opowiadać, że inicjatywa jest nieludzka. Następnie pani poseł odżegnała się od 830 tys. Polaków, którzy podpisali się pod projektem. Podkreśliła, że autorem tej ustawy nie jest jej partia, lecz jest ona firmowana „przez Kaję Godek i środowiska, które z PiS mają niewiele wspólnego”. To ciekawe, z jaką beztroską polityk PiS wypiera się setek tysięcy wyborców swojej partii. Pewnie myśli, że prolajferzy są na nich skazani, bo inni są gorsi. Jeśli tak, to sporo ryzykuje. Zwłaszcza że już na pewno żaden wyborca nie jest skazany na Joannę Lichocką.

Źródło zła

Feministka Anna Dryjańska napisała w „Wysokich Obcasach”: „Strajk Kobiet nareszcie uderzył w źródło zła. Jądro ciemnoty. (...) Adresatami gniewu kobiet stali się rzymskokatoliccy biskupi. Najwyższy czas. Już i tak zbyt długo bezkarnie próbowali z nas zrobić rozpłodowe niewolnice”. Hm, to ciekawe, bo od lat Polaków rodzi się za mało. Coś nieskuteczni ci biskupi w rozpłodowym niewoleniu kobiet. Ale jeśli pani Anna uważa, że ją jakiś biskup krzywdzi, to niech dzwoni na policję. Chociaż… lepiej od razu na pogotowie.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.