Pani poseł, potrafimy czytać!

Wojciech Teister

W rozmowie z Gosc.pl Joanna Lichocka stwierdziła, że większość z 830 tys. osób, które poparły projekt "Zatrzymaj aborcję", nie wiedziała, co podpisuje.

Pani poseł, potrafimy czytać!

W wywiadzie, jakiego Joanna Lichocka udzieliła Jackowi Karnowskiemu, po wcześniejszym ostrym zaatakowaniu obywatelskiego projektu "Zatrzymaj aborcję", posłanka PiS zaatakowała ostro m.in. Kaję Godek oraz osoby popierające projekt. Zasugerowała, że osoby te mają niewiele wspólnego z PiS i działają na rozbicie obozu Zjednoczonej Prawicy.

Postanowiłem porozmawiać z panią poseł i zapytać ją, czy nie obawia się skutku odwrotnego - że właśnie odcięcie się PiS od postulatów pro-life i odrzucenie zakazu aborcji eugenicznej sprawi, iż od partii rządzącej odwróci się spora część elektoratu. W naszej rozmowie Joanna Lichocka nie tylko ponowiła swoją ostra krytykę projektu obywatelskiego i jego inicjatorów, nie tylko ponownie oskarżyła ich o próby uderzenia w Prawo i Sprawiedliwość, ale stwierdziła również, że większość z 830 tys. osób, które podpisały się pod projektem, nie wiedziało co podpisuje i nie było świadomych, że proponowane prawo nie zezwala również na aborcję dzieci nienarodzonych, u których zdiagnozowano choroby prowadzące do śmierci niedługo po urodzeniu (np. silne deformacje ciała). Spieszę zatem z wyjaśnieniem - jako osoba, która złożyła swój podpis pod projektem - że wiem, jaka jest treść tej ustawy, i uważam, że zdecydowana większość sygnatariuszy projektu również to wie. Pani poseł, nie jesteśmy bandą baranów, którzy nie wiedzą, co oznacza zakaz aborcji eugenicznej. To jest zakaz zabijania dzieci z powodu tego, że są chore. Nie tylko z powodu Zespołu Downa czy Turnera, ale również ze względu na znacznie poważniejsze choroby, bo uważamy, że każdy ma prawo do poszanowania swojej godności. A to oznacza przynajmniej prawo do narodzin i godnej śmierci. Godnej, a taką z pewnością nie jest aborcja. I powtórzę swoje zdanie wypowiedziane już wcześniej - zabijanie dziecka w jakikolwiek sposób, również w okresie życia płodowego, a także w jakichkolwiek okolicznościach, także ciężkiej choroby - jest nieludzkie. W cywilizowanych społeczeństwach stwarza się takiej osobie warunki do godnego odejścia, w otoczeniu kochających osób, troszcząc się o poprawę komfortu ostatnich chwil życia np poprzez uśmierzanie bólu czy zapewnienie ciepła. Aborcja nie realizuje żadnego z tych postulatów. A przede wszystkim w cywilizowanym państwie pozwala się umrzeć wtedy, kiedy przychodzi śmierć, a nie prowokować i przyspieszać ten moment, traktując dziecko jak problem, a nie jak osobę.

I to nie jest tak, że można grać postulatami pro-life w celu wyniesienia do władzy, a kiedy już się rządzi, udawać, że temat nie istnieje. W 2012 r. PiS złożyło w Sejmie dokładnie taki sam projekt ustawy, jak ten, z którego uchwaleniem obecnie zwleka. Wtedy ani Jarosław Kaczyński, ani Marek Kuchciński, ani nikt z posłów Prawa i Sprawiedliwości nie potrzebował interpretacji TK, by za nim zagłosować. Ale wtedy byliście w opozycji i wiedzieliście, że to głosowanie i tak niczego nie zmieni. Wtedy jednak potrzebne było wzbudzenie przekonania w konserwatywnych wyborcach, że to PiS jest dla nich jedyną nadzieją na zmianę bestialskiego prawa. Bo potrzebne były głosy tej części elektoratu, aby pokonać w wyborach PO. Dziś jesteście u władzy i podobnie jak kiedyś PO, nie chcecie ruszać tego tematu, bo obawiacie się utraty poparcia mniej konserwatywnych wyborców. I to odsłania motywacje, to pokazuje, że sama władza i jej utrzymanie jest przynajmniej dla części z was ważniejsze niż zmienienie prawa, które pozwala rocznie zabijać w nieludzki sposób około tysiąca Polek i Polaków. Wydaje się, że zapomnieliście, że wasi poprzednicy przegrali właśnie dlatego, iż za nadrzędny cel obrali sobie utrzymanie władzy. 

Oczywiście, możecie mieć nadzieję się, że te 830 tys. i tak na was zagłosuje, bo przecież na kogo innego? Bo przecież nie na PO, która z pewnością nie spełni ich postulatów. Ale nie bądźcie tacy pewni, że macie te głosy zagwarantowane na wieki. Bo pewnego dnia możecie się obudzić w sytuacji, w której tych kilkuset tysięcy głosów wam zabraknie. Może do większości konstytucyjnej. Może do samodzielnych rządów. A może do zwycięstwa w ogóle. Nic tak nie obniża poparcia, jak polityczna arogancja.