Gdzie ci pelagianie?

ks. Dariusz Kowalczyk SJ

|

GN 17/2018

Niebez­pieczeństwa duchowe naszych czasów to polityczna poprawność oraz ideologia przyjemności i konsumpcjo­nizmu.

Gdzie ci pelagianie?

Za jedno z głównych zagrożeń dla życia chrześcijańskiego papież Franciszek uważa to, co nazywa neopelagianizmem. Czytamy o tym w najnowszej adhortacji o świętości, ale temat ten pojawia się w nauczaniu Franciszka już od jakiegoś czasu. Niedawno opublikowany list Kongregacji Nauki Wiary „Placuit Deo” też przestrzega przed nowymi formami pelagianizmu.

Pojęcie to pochodzi od Pelagiusza, który żył na przełomie wieków IV i V. Ów teolog głosił, że stworzony przez Boga człowiek jest w stanie sam podźwignąć się z grzechu i dojść do świętości. Łaska Boża jest jedynie pewną pomocą, dobrym przykładem, jaki został nam dany w Jezusie. Trzeba więc pracować nad sobą i w ten sposób osiągnąć zbawienie. Pogląd ten został potępiony przez Kościół jeszcze za życia samego Pelagiusza. Niemniej jednak w różnych formach pojawiał się na nowo.

Przyznam, że mam pewną trudność z dostrzeżeniem, gdzie we współczesnym Kościele mamy rzeczywisty problem z pelagianizmem. Gdzie ci ludzie usilnie pracujący nad sobą, by o własnych siłach osiągnąć moralną doskonałość? Widzę raczej ludzi, którzy żyją, jak im się podoba, nie przejmując się zbytnio ani nauczaniem Kościoła, ani przykładem, jaki dał nam Chrystus, i którzy mówią: „Przecież Bóg jest miłosierny, to na końcu i tak wszystkich zbawi, a zatem nie ma co się wysilać”…

Franciszek stwierdza, że nowy pelagianizm przejawia się m.in. w „obsesji na punkcie prawa, uleganiu urokowi osiągnięć społecznych i politycznych, ostentacyjnej trosce o liturgię, o doktrynę i prestiż Kościoła (…)” (Gaudete et exsultate, n. 57). Co do prawa, to widzę obsesję, że w Polsce łamana jest praworządność, ale raczej nie obsesję na punkcie prawa kościelnego. Ostentacyjna troska o liturgię i doktrynę zapewne charakteryzuje niektóre środowiska „tradycjonalistów”, czy raczej „pseudotradycjonalistów”. Raz po raz dostaje mi się od tego rodzaju ludzi na różnych forach. Czytam wówczas, żem modernista (cokolwiek by to miało znaczyć), heretyk, a nawet bluźnierca. Niemniej jednak są to nieliczne środowiska, choć – przyznaję – aktywne w internecie.

Dużo większym problemem wydaje mi się brak należytej troski o liturgię i doktrynę, którą Kościół definiował i której bronił przez 2 tys. lat. Za największe niebezpieczeństwa duchowe naszych czasów uważam polityczną poprawność, która niszczy logiczne myślenie, oraz ideologię przyjemności i konsumpcjonizmu, która osłabia wolę i psuje uczucia człowieka. 

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.