Zmiana klimatu

Franciszek Kucharczak Franciszek Kucharczak

|

GN 17/2018

publikacja 26.04.2018 00:00

Chrześcijaństwo tworzy cywilizację, ale cywilizacja nie tworzy chrześcijaństwa.

Zmiana klimatu

Przeglądałem kiedyś archiwalia w mojej rodzinnej parafii. Uderzyło mnie, jak wiele osób przed wojną brało udział w rozmaitych stowarzyszeniach kościelnych. Tłumy młodzieży należały do Sodalicji Mariańskiej, tłumy parafian do Akcji Katolickiej. A ministrantów ilu wtedy było! Bardzo popularne były parafialne przedstawienia i teatrzyki czy inne tego typu rzeczy. Podobnie było w innych parafiach.

Nie, spokojnie, nie zamierzam tu jęczeć: „Kiedyś to było świetnie, a teraz…”. Naszła mnie za to myśl, że nasi przodkowie byli społecznie ukierunkowani na chrześcijaństwo. Przez całe wieki Kościół był, że tak powiem, wieloaspektowo atrakcyjny. Był nie tylko miejscem krzewienia wiary, ale też szkołą życia w społeczności. I tak było w zasadzie jeszcze w latach międzywojennych. Nie było internetu ani telewizji, a radio charczało w niewielu domach. Gdzie jak nie w parafii człowiek miał się czegoś dowiedzieć, czegoś nauczyć, z kimś się spotkać.

Przez długie wieki dzieła Kościoła zadziwiały zwykłych ludzi. Co mógł przeżywać mieszkaniec skromnej chaty, gdy wszedł do kościoła o nawie sięgającej nieba? Co czuł, gdy wśród wspaniałych rzeźb i sztukaterii, olśniony blaskiem witraży, klęczał zalewany lawiną dźwięków organowej muzyki? To musiało imponować, mogło też i budzić zawiść – ale na pewno nie lekceważenie.

Kościół był nawet zewnętrznie instytucją niezwykłą, a to tworzyło dobry klimat dla rozwoju wiary. I to było dobre. Ale teraz, sorry – mamy inny klimat. Kościół przestaje być ziemsko atrakcyjny. Świątynie już nawet jako cel dla turystów przegrywają z multimedialną ofertą muzeów. Wieże kościołów nikną w cieniu wieżowców, a rolę katedr przejmują supermarkety. Imprezy parafialne przegrywają z byle programem telewizyjnym, a co dopiero z grami komputerowymi.

Daremnie wzdychać, że kiedyś było inaczej. Tamto się już nie wróci, ale jest w tym coś pozytywnego. Otóż dziś jesteśmy bardziej niż kiedykolwiek skazani „tylko” na Jezusa Chrystusa. Żywego i działającego, który dotyka ludzi tak samo, jak dotykał za czasów ziemskiego pobytu w Palestynie i jak dotykał ich za czasów apostolskich.

Jeśli chcemy Kościoła świętych, a nie (coraz rzadszych zresztą) koneserów religijności, zimnych teoretyków wiary i wyrafinowanych smakoszy kultu, to nie mamy innego wyjścia – musimy zgodzić się na niespodziankę przywianą przez Ducha Świętego. Jeśli dziś ludzie nie dotkną ran Chrystusa i nie doświadczą mocy Ewangelii, odejdą. Nie zatrzymają ich żadne materialne argumenty, bo świat ma to wszystko w dużo lepszym standardzie. Ale świat nie ma i nigdy miał nie będzie zbawienia. A każdy człowiek tego najbardziej chce, choć często o tym nie wie. Chodzi o to, żeby wiedział – i trzeba go skontaktować z Jezusem. To jest misja Kościoła. Niezastąpiona. Zawsze atrakcyjna. Cudowna.

* * * * *

Nieludzkie ocalenie

Ciekawostka: o. Ludwikowi Wiśniewskiemu przeszkadza to samo, co aborcjonistom i PiS-owi! Dominikanin nazwał w „Tygodniku Powszechnym” projekt „Zatrzymaj aborcję” faryzejskim, nieludzkim i antychrześcijańskim. „Dlatego jest bezduszny i nieludzki, że tak naprawdę dba jedynie o poprawną formułę prawną, a nie o człowieka” – pisze duchowny. Zwraca uwagę na trudy życia z niepełnosprawnym dzieckiem i pyta „czyje sumienie domaga się uchwalenia takiej ustawy, zamiast podania ręki zrozpaczonym rodzicom?”. Cóż, chyba najpierw trzeba ocalić, zanim się będzie pomagać, prawda? O. Wiśniewski nawiązując do „czarnego piątku” pisze: „Uświadomiłem sobie, że to wszystko my sami – gorliwi katolicy, kapłani i biskupi – sprowokowaliśmy”. Czyżby o. Wiśniewski sądził, że jest taki sposób likwidacji aborcji, który zwolennicy aborcji przyjmą bez gniewu? To najpierw sam Lucyfer musiałby zostać prolajferem. •

Ta mężczyzna

Niejaki „Rafalala” oblał kawą i obrzucił wulgaryzmami dziewczynkę, a filmikiem z zajścia pochwalił się w internecie. Normalnie spotkałoby go powszechne potępienie, ale to mężczyzna, który przebiera się za kobietę. Broni go więc m.in. homolobby, a Ośrodek Monitorowania Zachowań Rasistowskich i Ksenofobicznych wymonitorował, że o „Rafalali” mówi się w mediach w rodzaju męskim. Wyobrażacie sobie? O facecie mówić „on”?•

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.