Rozliczymy polityków

GN 16/2018

publikacja 19.04.2018 00:00

O ataku na siebie, niechęci polityków PiS do uchwalenia ustawy zakazującej aborcji eugenicznej oraz o naciskach na nich mówi Kaja Godek.

Rozliczymy polityków roman koszowski /foto gość

Bogumił Łoziński: Właśnie mieliśmy zacząć rozmawiać, ale zadzwonił telefon. To był hejter?

Kaja Godek: Dzwonią do mnie z różnych telefonów ludzie, którzy mówią nieprzyjemne rzeczy na temat mojej postawy i projektu „Zatrzymaj aborcję”. Często jest to pozbawiony podstaw merytorycznych zwykły personalny hejt. To była jedna z takich osób.

Pojawiają się groźby?

Tak. Prawnik analizuje ich treść, być może uda się wyodrębnić te, które mogą być podstawą do procesu. Część wpisów zgłosiłam na policję. To nękanie mnie jest robione w sprytny sposób, bo często nie są to rzeczy, które wprost kwalifikują się jako groźby karalne, ale jest to wylewanie nienawiści wobec mnie. Na przykład na Facebooku był założony wątek z moim zdjęciem, podpisem, kim jestem, i zachętą, aby gdy ktoś mnie spotka na ulicy, urządzić mi piekło. To są działania, które powodują, że boję się o siebie, a przede wszystkim o swoją rodzinę. W ciągu kilku lat działalności publicznej spotykałam się z różnymi sytuacjami, ale skala ataków, jakich doświadczam obecnie, jest bez precedensu.

Pani bliscy też są obiektem ataków?

Były takie sytuacje. Ktoś znalazł w internecie e-mail do mojego męża, spytał, czy jestem jego żoną, i napisał: „proszę jej przekazać, że jest idiotką”. Mój mąż nie jest osobą publiczną, a ktoś go odnalazł i ruszył do ataku. Sprzeciw wobec mojej działalności przekłada się też na niechęć do moich dzieci, ale są to sytuacje na tyle subtelne, że nie podpadają pod żadne paragrafy. To jest bardzo przykre osaczenie.

Dostępne jest 16% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.