Strefa wolna

Franciszek Kucharczak Franciszek Kucharczak

|

GN 14/2018

publikacja 05.04.2018 00:00

Gdzie spowiedzi nie ma praktycznie, tam Kościół istnieje teoretycznie.

Strefa wolna

Najpiękniejsza kolejka świata to kolejka do konfesjonału. Wiele u nas było takich widać w ostatnim czasie. Mnie szczególnie poruszył widok mnóstwa krakowskich studentów czekających cierpliwie, żeby się wyspowiadać (obserwowałem to przez trzy dni Wielkiego Tygodnia w związku z rekolekcjami akademickimi). Niektórzy z nich, choć kapłanów w konfesjonałach siedziało wielu, stali ponad godzinę.

„Wolę odczuwać skruchę niż umieć ją zdefiniować” – pisze Tomasz à Kempis. Jakie to szczęście, że tak wielu z nas też wybiera to pierwsze. Tłumy skruszonych oznaczają tłumy nawróconych. Bo o ile diabeł może ukrywać się nawet w przebraniu anioła światłości i naciągać ludzi na fałszywą nabożność, o tyle nikogo nie pociąga do spowiedzi. Jeśli coś prowadzi ludzi do sakramentu pokuty – to musi to być Boża sprawa.

Nic dziwnego, że w społeczeństwach niby to jeszcze katolickich, gdzie spowiedzi nie ma praktycznie, tam Kościół istnieje teoretycznie (że tak sparafrazuję klasyka). I jeśli to się nie zmieni, niedługo istnieć przestanie nawet w ten sposób. Nie może być inaczej, bo spowiedź jest sakramentem wprost wymierzonym w naszą pychę, a pycha się zawsze rozpycha. To głównie przez nią nie lubimy się spowiadać. Ja w każdym razie bardzo nie lubię – to buntuje się we mnie moje ego, wspierane całą siłą przez Złego (specjalnie zrymowałem, żeby się utrwaliło). Dlatego im bardziej nie lubię i im większą odczuwam chęć, żeby zwiać, tym bardziej wiem, że muszę to pokonać. Muszę przebić się przez fałszywe mury, które diabeł stawia przed konfesjonałem. Wśród nich jest wstyd, który zwykle przed spowiedzią potęguje się do olbrzymich rozmiarów. W takich razach przypomina mi się zdanie wypowiedziane przez jednego z rekolekcjonistów: „Skoro się nie wstydziłeś grzeszyć, to czemu wstydzisz się z tego spowiadać?”.

Innym murem jest pokusa owinięcia swojego grzechu w woal sprawiedliwości, tak żeby spowiednik miał pewność, że ma do czynienia z cudownym człowiekiem, któremu no, być może coś nie wyszło – ale „on przecież taki nie jest”. Otóż jest taki. Jestem taki, nawet gdy robię coś dobrego. Uderzyło mnie niedawno zdanie z Izajasza (64,5): „My wszyscy byliśmy skalani, a wszystkie nasze dobre czyny jak skrwawiona szmata”. Nawet „dobre czyny” jak szmata! I to wszystkie!

Kolejnym murem może być zniechęcenie i/lub przekonanie, że Bóg mi nie przebaczy.

Mury otaczające konfesjonał są wirtualne, kiedy się do nich podejdzie, rozwiewają się. Rzecz w tym, żeby ze skruchą do nich podejść. Jeśli ktoś tego jeszcze nie zrobił, to jest po temu świetna okazja: święto Miłosierdzia Bożego. „W dniu tym otwarte są wnętrzności miłosierdzia Mego, wylewam całe morze łask na dusze, które się zbliżą do źródła miłosierdzia Mojego” – zapewnił Jezus św. Faustynę.

Kto się nie spowiada, ten frajer.

* * * * *

Kto daje moc

Protesty pod kuriami nie wyszły czarnym paniom, więc odgrzały czarny protest. „Czarny piątek” zgromadził już więcej osób, ale wyraźnie mniej niż z górą rok wcześniej. Pojawiła się za to ostra retoryka antykościelna. „To, co się liczy w »czarnym piątku«, to nie liczba protestujących, lecz ich determinacja sekularyzacyjna” – napisała w „Wyborczej” Magdalena Środa. Pani etyk zachęca do porzucenia Kościoła. Jej zdaniem, jeśli jakaś uczestniczka czarnych protestów po powrocie do domu zacznie szykować Komunię dla dziecka albo jeśli nie wypisze pociechy z lekcji religii lub też kupi palemkę wielkanocną u kogoś związanego z Kościołem, „to na nic strajki i protesty”. I trzeba przyznać, że Magdalena Środa ma tu trochę racji, bo Kościół rzeczywiście jest najpoważniejszą przeszkodą na drodze do „nowego wspaniałego świata”, w którym aborcja jest prawem człowieka. „To głównie kobiety dają Kościołowi moc, która pozbawia je praw” – pisze Środa. Niezupełnie – to Kościół daje kobietom moc, dzięki której potrafią odróżnić „piekło kobiet” od prawdziwego piekła. Dlatego gdy w „czarny piątek” protestowały tysiące pań, miliony szły w Drogach Krzyżowych.•

Ustawa leży

Aco Sejm robi z obywatelskim projektem „Zatrzymaj aborcję”? A nic. Prawdopodobnie 830 tys. podpisów Jarosławowi Kaczyńskiemu nie wystarcza. Najwyraźniej chce być Kaczyńskim wszystkich Polaków, czyli głównie wyznawców „kompromisu aborcyjnego”.•

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.