Nie to, co się należy

ks. Adam Pawlaszczyk ks. Adam Pawlaszczyk

|

GN 14/2018

publikacja 05.04.2018 00:00

„Jezu, ufam Tobie”. Trzy słowa. A jakby wszystkie modlitwy świata naraz.

Nie to, co się należy

Starożytna definicja sprawiedliwości nie przestała być aktualna. Oddać każdemu to, co mu się należy. Zazwyczaj tak właśnie wyobrażamy sobie ustrój doskonały i szczęśliwe społeczeństwo. Relacje międzyludzkie w takim układzie mają szanse powodzenia. A co z relacją z Bogiem?

Gdyby robotnicy z winnicy pracujący cały dzień dostali swojego umówionego denara i poszli do domu, byliby szczęśliwi. Gdyby starszy syn miłosiernego ojca był na urlopie i nie zauważył przyjęcia przygotowanego na powrót marnotrawnego brata, jego spokój nie zostałby zmącony. W obu przypadkach zostałaby zachowana zasada sprawiedliwego podziału dóbr. No cóż, ci z winnicy zobaczyli jednak ostatnich, którzy też dostali denara. Starszy syn na urlop nie pojechał i zobaczył ucztę dla utracjusza. Reakcja błyskawiczna: to jest nie fair. To jest niesprawiedliwe. Ludzie od zawsze próbowali zrozumieć istotę Boga. Wśród prawd wiary jest ta, że Bóg jest Sędzią sprawiedliwym, który za dobro wynagradza, a za zło karze. Ale żeby zrozumieć, dokąd sięga Jego miłosierdzie, trzeba sięgnąć do serca człowieka. Nagrodę można przyjąć ze spokojnym uśmiechem. Karę – z zaciśniętymi wargami. Ale miłosierdzia doświadcza się zawsze z poruszonym sercem. Bo tylko ten, kto kocha, potrafi być miłosierny. I tylko ten, kto pokocha, jest w stanie miłosierdzie przyjąć.

I już po Wielkanocy. Pokicały zajączki, baranki z cukru potraciły głowy, nie wiem jak z baziami. Świat ruszył dalej w swoją przyspieszoną podróż. Opozycje protestują. Dyplomaci pakują walizki w przyspieszonym trybie. Spory o reprywatyzację nabrały tempa. I o co w tym wszystkim chodzi? Ano właśnie o poczucie sprawiedliwości, względnie niesprawiedliwości. O to, co się komu należy. Kiedy to się skończy? Nigdy. W tym świecie zmian, pośpiechu i niestabilności jedno jest pewne i niezmienne: miłosierdzie Boże. Czyli coś więcej niż to, co się należy. Coś zupełnie innego, niż się należy. Jakkolwiek by człowiek poukładał swoje życie, jakkolwiek by się ustawił, w którąkolwiek by poszedł stronę, zawsze dopadnie go taki moment, że będzie musiał komuś zaufać. Nie da się żyć, nie ufając nikomu.

Bardzo podoba mi się opinia Szymona Babuchowskiego, który pisząc o „Dzienniczku” św. siostry Faustyny, stwierdził, że porywająca mistyka i nieudolne słowo stoją w nim często obok siebie. Dokładnie tak jak w życiu codziennym człowieka, który usiłuje zaufać całym sobą Panu Bogu. Nieudolne próby z jednej strony, z drugiej ogromna potrzeba. Ale właśnie ta nieudolność może stać się początkiem prawdziwej przemiany. Tylko trzeba ją sobie uświadomić.

Zaufanie Panu Bogu to szczególny rodzaj zaufania. Nie chodzi w nim o partnerstwo, lecz o synostwo. Szczególny rodzaj zależności. Zależność, która u swoich podstaw ma miłość aż do końca, aż do śmierci, na całego. Nie na darmo obraz przedstawiający Zmartwychwstałego w chwili, gdy błogosławi uczniom, podpisano: „Jezu, ufam Tobie”. Trzy słowa. A jakby wszystkie modlitwy świata naraz. •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.