Ciche szczęście

Krzysztof Błażyca

|

GN 13/2018

publikacja 29.03.2018 00:00

– Ludzie wyobrażają sobie, że do zakonu przychodzą śnięte ryby. A my temperamenty mamy żywe. Ale staramy się żyć w ciszy – mówi s. Weronika (Halina Sowulewska), przeorysza kamedułek, zapraszając „Gościa” za klauzurę klasztoru.

„Ego vobis, vos Mihi” (Ja wasz, wy Moje) – to hasło kamedulskie. „Ego vobis, vos Mihi” (Ja wasz, wy Moje) – to hasło kamedulskie.
ROMAN KOSZOWSKI

U furty witają nas uśmiechnięte s. Weronika, s. Montini, s. Helena i s. Urszula. To imiona zakonne. Każda otrzymuje nowe przy obłóczynach. W Złoczewie sióstr jest 19. – Skąd my tu? To tajemnica Boża. Do różnych stanów Pan Bóg wybiera. A czas leci szybko w klasztorze. Bardzo szybko... – mówi s. Weronika (od 30 lat w zakonie), obecna przełożona wspólnoty. – A w ogóle to mi prababcia przepowiedziała. Mówiła: „Halżunia, nie wychodzisz za mąż, ale to nic, pójdziesz do zakonu”. A ja się w głowę pukałam. „Babcia chyba zwariowała”. Ale babcia była świątobliwa. Dziś wiem, że jak jest się w życiu tam, gdzie Pan Bóg nas chce, to właśnie to jest źródłem radości – zapewnia.

Równie pełna entuzjazmu od 48 lat w zakonie pozostaje s. Montini, która przed laty, jako przełożona, przyjmowała s. Weronikę. – To wielkie szczęście, że nas Pan Bóg tu umieścił. Choć przechodzenie z życia świeckiego do zakonnego to walka na śmierć i życie – przyznaje. – Ośmioro nas było rodzeństwa. Dwóch braci do kamedułów poszło, jeden do kapucynów, a ja z siostrą do kamedułek. Pozostali się ożenili. I tak to Bóg prowadzi. Jego miłosierdzie... – dodaje. – Ale, ale... herbata wam wystygnie. I ciasta weźcie, domowy wypiek... – zachęcają siostry.

Ubecja i klauzura

Dostępne jest 13% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.