Pisankowa terapia

Agata Puścikowska

|

GN 13/2018

publikacja 29.03.2018 00:00

Wspólne robienie pisanek to pisanie rodzinnego dobra.

Pisankowa terapia

Nie wiem, jak u Państwa, ale malowanie i ozdabianie pisanek to u nas żelazny punkt Wielkiej Soboty. Od rana, gdy już wszystko w domu przygotowane, jest czas na odpoczynek przy malowaniu, barwieniu, skrobaniu, wyklejaniu, a nawet papraniu. Bo czterolatek na jaju to raczej dzieła sztuki nie stworzy. Choć zawsze jajo staje się dziełem dziecięcej sztuki i jest powodem do dumy.

Nie wiem, jak u Państwa, ale pisanka wielkanocna ma być własnoręczna, maksymalnie naturalna, bez jakichś szybkich folii, które przylepione do jaja metodą gorącej wody, wyglądają dość tandetnie. Jajo ma być osobiste, od serca. Nawet jeśli nie wyjdzie albo się podczas pracy nieco stłucze, nie szkodzi. Pozostanie jajem doskonałym, bo własnym i domowym.

Ten moment malowania to jest czas dla rodziny. Mimo że czasem może jeszcze by się chciało coś dodatkowego upitrasić. Mimo że może okno nie lśni idealnie, a poza wszystkim to już człowiek zmęczony po sprzątaniu i gotowaniu. Ale to jest moment ważny. Taki zwyczajny, prosty czas tylko dla siebie. Z farbami, czasem plasteliną i wełenką. Terapia może to nawet i taka zajęciowa dla rodzeństwa, które nie zawsze zgodne i wespół w zespół działa. A może i terapia przedświąteczna małżeńska, szczególnie po ciężkim tygodniu, który nerwami się odznacza. Wspólne robienie pisanek to pisanie rodzinnego dobra, to pisanie rodzinnej historii świątecznej, pisanie wspomnień na kolejne i kolejne lata.

Po malowaniu czasem jeszcze nie do końca doschnięte, czasem dość kostropate albo i czarne pisanki (nie wiem dlaczego, ale wszystkie dzieci w pewnym momencie mają jednoroczną fazę na dość ponure wielkanocne pisanki. Potem to się zmienia) niesie się do kościoła, do poświęcenia. Modlitwa, wspólna adoracja grobu Pańskiego. Ale i oczywiście dziecięce przekomarzanki czyje pisanki ładniejsze, czyje wyglądają w koszyku najlepiej i czyje powinny być na wierzchu. Oczywiście na wierzchu są te, które wyszły spod palców malucha – czasem wyglądają więc jak potworki. I powrót do domu. Układanie pisanek na ozdobnych talerzach. I… wspólne oczekiwanie. Na Zmartwychwstanie.

Że nie każdy ma czas i chęci? No nie każdy, oczywiście. I nie trzeba malować wspólnie, jeśli jakoś nie wychodzi lub ma się inne plany, tradycje, sposób spędzania czasu. Jednak gdyby ktoś bał się, a chciał spróbować, ryzyko warte zachodu. W dodatku i matka, chociaż pozbawiona zasadniczo talentu artystycznego, namaluje kilka pisanek. I odpocznie po robocie. Czego i wszystkim życzę. 

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.