Coś dla ludzi na krawędzi katastrofy

Jarosław Dudała Jarosław Dudała

publikacja 21.03.2018 10:52

Czasem Pan Bóg dopuszcza niemal całkowite zmiażdżenie człowieka. Widać to, gdy czyta się książkę Grzegorza Górnego z ilustracjami Janusza Rosikonia pt. "Ufający". To albumowa biografia bł. ks. Michała Sopoćki.

Coś dla ludzi na krawędzi katastrofy

Kierownik duchowy św. Faustyny urodził się jako syn mało dochodowego majątku gdzieś zapadłym na pograniczu województwa wileńskiego i mińskiego. Rodzina była tak biedna, że jej dzieci z braku pieniędzy przerwały naukę w szkole już po pierwszej klasie. Później Michał kontynuował naukę, ale to, że w ogóle został księdzem, graniczyło z cudem.

Potem było jeszcze trudniej. Przy jego konfesjonale klęknęła ruda zakonnica. Mówiła, że objawia jej się Pan Jezus. I że także od niego oczekuje udziału w głoszeniu orędzia Bożego Miłosierdzia. - "Dusza twa, ojcze, będzie napełniona wątpliwościami w pewnych momentach, co się tyczy tego dzieła i mnie" - przepowiedziała mu św. Faustyna.

Gdy ks Sopocko duchowo opiekował się mistyczką, jego problemy jeszcze bardziej się piętrzyły. "Przyjaciele opuszczą cię, a wszyscy sprzeciwiać ci się będą i siły fizyczne zmniejszą się. Widziałam cię jako winne grono wybrane przez Pana i rzucone w prasę cierpień" - pisała św. Faustyna.

Jeden z momentów kryzysowych miał miejsce w 1936 r. Ks. Sopoćko poprosił wtedy s. Faustynę o modlitwę. "Ku memu wielkiemu zdziwieniu w jednym tymże samym dniu wszystkie trudności prysnęły jak bańka mydlana. Siostra zaś Faustyna opowiedziała, że przyjęła moje cierpienia na siebie i tego dnia doznała ich tyle, jak nigdy w życiu. Gdy następnie w kaplicy prosiła Pana Jezusa o pomoc, usłyszała słowa: «Sama podjęłaś się cierpieć za niego, teraz się wzdragasz? Dopuściłem na cię tylko część jego cierpień»".

Nie był to koniec zmagań kapłana. W 1958 r. watykański dekret zakazał kultu Bożego Miłosierdzia, szerzenia "rzekomych" objawień i nakazujący prymasowi Polski udzielenie ks. Sopoćce najwyższego upomnienia.

I choć przyszły błogosławiony miał świadomość udziału w dziele samego Boga, surowo oceniał samego siebie: "Widzę w sobie wady ukrytej pychy, brak życzliwości dla bliźnich, czasem twardość, brak gorliwości o zbawienie tylu dusz, które idą na zatracenie (...) W dzieciństwie więcej przeżywałem mszę św., słuchając jej, niż teraz odprawiając. Nie ma tej łączności ścisłej z Najwyższym Kapłanem - wewnętrznego łączenia się z Jego czynnościami, Jego ofiarą i Jego wyniszczeniem". Pisząc o św. Maksymilianie Kolbe, zauważył: "Miałem zadatki, by postępować podobnie, ale wszystko rozbiło się o sybarytyzm, brak ofiarności, szukania we wszystkim siebie, brak pokory i zaparcia się. Wydaje mi się, jak gdyby moja jaźń była rozszczepiona: porywy do wzniosłości i brak odwagi do wykonania". A w końcu wyznał: "Kończę osiemdziesiąt lat. Moje ręce są puste".

A co o ks. Sopoćce mówił św. Faustynie Pan Jezus? "Dniem i nocą mój wzrok spoczywa na nim, a że dopuszczam te przeciwności, to dlatego, aby pomnożyć jego zasługi. Nie za pomyślny wynik nagradzam, ale za cierpliwość i trud dla mnie podjęty". "Życzenia jego są życzeniami moimi" - instruował Jezus mistyczkę. Powiedział nawet: "Jego wola będzie ponad wolę Moją".

Książka Górnego i Rosikonia to właściwie rozszerzona wersja wydanego już wcześniej albumu. Warto po niego sięgnąć zwłaszcza wtedy, gdy wydaje się, że dotarło się już do kresu swych sił i możliwości.