Kozianie są u siebie

Szymon Babuchowski

|

GN 11/2018

publikacja 15.03.2018 00:00

Od najmniejszego miasta w Polsce największa wieś jest większa ponad 25 razy. Mieszkańcy Kóz wcale jednak nie spieszą się do życia w mieście.

Widok z nieczynnego kamieniołomu sięga daleko poza wieś. Widok z nieczynnego kamieniołomu sięga daleko poza wieś.
HENRYK PRZONDZIONO /FOTO GOŚĆ

Gdzie te kozy? – zastanawiamy się, spacerując po nietypowej wsi przylegającej do Bielska-Białej. Wydawałoby się, że nazwa zobowiązuje. Tymczasem jedyną kozą, jaką tu spotykamy, jest drewniana zabawka sprzedawana na tutejszym targu. W Kozach brakuje nie tylko kóz, ale i rolników. – Kilku może by się znalazło – uśmiecha się wójt Krzysztof Fiałkowski. Jednak jak na wieś liczącą 12 902 mieszkańców – kilku to faktycznie niewiele.

Smak kozieńskiego opłatka

Dlaczego więc Kozy nie są miastem, a jednowioskową gminą? Odpowiedź na to pytanie jest złożona. Obok względów czysto praktycznych, takich jak np. większe dofinansowania unijne dla gmin wiejskich, decyduje o tym także silne poczucie odrębności kozian. – Dawno temu były przymiarki, żeby przyłączyć Kozy do Bielska-Białej, jednak mieszkańcy tego nie chcieli – opowiada wójt. – Tutaj czują, że są u siebie. I chyba przyzwyczaili się do tego, że Kozy to wieś.

Dostępne jest 10% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.