Kres i krach

Jakub Jałowiczor Jakub Jałowiczor

publikacja 10.03.2018 16:47

Przez tłum otaczający zamkniętą galerię handlową przeciska się wysoki mężczyzna w prochowcu. – Pssst, człowieku, chcesz obejrzeć kościół od środka? – szepcze konfidencjonalnie.

Galerię handlową otacza falujący tłum. Ludzie wbijają wygłodniały wzrok w drzwi wejściowe, licząc minuty pozostałe do północy. Nieprędko doczekają się otwarcia. Jest dopiero 6.00 rano. Obok naszego stanowiska zaczyna płakać wychudzone dziecko. – Cicho, opowiem ci bajkę o pysznym obiedzie – ucisza je matka.

Przez tłum przeciska się wysoki mężczyzna w prochowcu, kapeluszu i ciemnych okularach. – Pssst, człowieku, chcesz obejrzeć kościół od środka? – szepcze konfidencjonalnie.

– Znowu ci naganiacze – obrusza się nastolatka w niebieskiej kurtce. – Namnożyło się ich ostatnio.

W oddali słychać wycie syren. Karetki krążą w tę i z powrotem, wywożąc tych, którzy zemdleli z głodu. Jeżdżą, bo mogą zatankować, ale na kupno leków ratujących życie lekarze nie mają szans.

Od czasu do czasu podjeżdża też karawan.

Z całej Polski docierają raporty kryzysowe. W Łódzkiem zabrakło soli i konserw. Zapasy szykowano od tygodnia, ale przecież każdy zapas kiedyś się kończy. Na Dolnym Śląsku płoną książki z bibliotek rozkradzionych przez ludzi, którzy nie mieli gdzie zdobyć węgla. Małemu Marcinkowi z Suwałk trzeba amputować język. Ojciec nie mógł mu kupić lodów, więc 7-latek zaczął oblizywać zamrażarkę w kuchni i przymarzł. W Warszawie zwiedzający rzucili się z widelcami na zwierzęta w zoo. Podobno najdłużej bronił się lew.

– To oczywiste, że zakaz handlu przekłada się na wyniki sondażowe – mówi prof. Andrzej Kramecki, politolog. – Społeczeństwo przekonało się, że 500 plus to nie wszystko. Pieniądze na nic się nie przydadzą, jeśli nie można za nie nic kupić. Nie chodzi nawet o to, że elektorat zacznie szukać nowych ugrupowań. On po prostu wymrze – tłumaczy ekspert.

Naprzeciw naszego stanowiska rodzina z czwórką dzieci ciągnie zapałki. – Losujemy, kogo zje – wyjaśnia 37-letnia matka. – To lepsze niż gdybyśmy mieli między sobą walczyć, bo mamy pewność, że zginie tylko jedno z nas.

Policji brakuje funkcjonariuszy do interwencji domowych. Statystyki dotyczące przemocy w rodzinie wystrzeliły w górę. – Zamknięte sklepy to brak pracy, czyli brak pieniędzy – komentuje dr Antoni Podgórski, ekonomista i socjolog. – A bieda jest trzecim – po tradycji i katolicyzmie – powodem domowej agresji.

Posiedzenie specjalnego zespołu Komisji Europejskiej ds. sytuacji w Polsce zapowiedziano na wtorek.

No i tak właśnie minęła pierwsza niedziela bez handlu.