Decentralizacja Kościoła?

ks. Dariusz Kowalczyk SJ

|

GN 10/2018

publikacja 08.03.2018 00:00

Nie wydaje się, żeby istniał w Kościele klimat do tworzenia jakiegoś „katolicyzmu słowiańskiego”.

Decentralizacja Kościoła?

Jednym z najważniejszych elementów obecnej reformy Kościoła jest jego decentralizacja” – twierdzi ks. Andrzej Kobyliński [w tekście "Decentralizacja Kościoła" w tygodniku "Do Rzeczy" - nr 9/2018].

Czy aby na pewno? Przecież reforma Kurii Rzymskiej polegała m.in. na połączeniu różnych watykańskich instytucji w dużo większe jednostki. Tak stało się np. z mediami. 9 instytucji medialnych połączono w jeden Sekretariat ds. Komunikacji Apostolskiej, na którego czele stoi monsinior Viganò.

Trudno tego rodzaju działania nazwać decentralizacją. Można się też zastanawiać, czy nominacje kardynalskie i biskupie idą w kierunku decentralizacji, rozumianej m.in. jako reprezentowanie różnych wrażliwości w Kościele. Czy mamy do czynienia z decentralizacją tematów, które są podejmowane w Kościołach lokalnych?

Zwolennicy tezy o decentralizacji powiedzą mi, że przecież od „Amoris laetitia” Kościół zmierza wyraźnie ku sytuacji, w której np. w jednych Kościołach lokalnych będzie udzielać się Komunii św. rozwiedzionym żyjącym w nowych związkach, a w innych nie. Albo że w jednych krajach, np. w Niemczech, będzie się błogosławić pary homoseksualne, a w innych, np. w Polsce, nie.

Taką sytuację można by nazwać decentralizacją, choć może lepszym określeniem byłaby relatywizacja doktryny lub po prostu protestantyzacja. Tyle że nic na to nie wskazuje, aby papież Franciszek miał taką właśnie ideę w głowie. Wszak działania niektórych episkopatów (np. Argentyny), które proponują liberalną interpretację „Amoris laetitia”, papież popiera, a inne, jak np. oświadczenie biskupów Kazachstanu, zdaje się ignorować. Poza tym Franciszek sugeruje możliwość rozeznawania różnych kwestii moralnych w sposób odbiegający od dotychczasowej nauki i praktyki nie tyle na poziomie episkopatów, ile na poziomie pojedynczych księży.

Nie wydaje się zatem, żeby istniał obecnie w Kościele klimat do tworzenia jakiegoś regionalnego „katolicyzmu słowiańskiego”, co proponuje ks. Kobyliński. Trudno tworzyć jakąś wersję katolicyzmu, która będzie odbiegać wyraźnie od tego, co proponują, idące za wskazaniami papieża, dykasterie watykańskie.

W jednej sprawie zgodzę się z ks. Kobylińskim. Zauważa on, że Kościół w Polsce stał się ponownie Kościołem milczenia.

Rzeczywiście, czyż nie powinniśmy czuć się wezwani, by np. z większą odwagą inteligentnie przypominać zakorzenione w Tradycji nauczanie Jana Pawła II i Benedykta XVI? 

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.