Krok po kroku

Marcin Jakimowicz

publikacja 03.03.2018 04:45

„Dwanaście kroków, tylko nie płacz, proszę, dwanaście kroków: wolność ci przynoszę” – można sparafrazować piosenkę Kazika. Dlaczego ten program tak skutecznie pomaga wyjść z uzależnień?

– Widzę od lat, jak program  „12 kroków” pomaga ludziom odzyskać wolność – opowiada Michał Kuś. – Widzę od lat, jak program „12 kroków” pomaga ludziom odzyskać wolność – opowiada Michał Kuś.
Henryk Przondziono /Foto Gość

Wygrałem sporo forsy. Polecieliśmy do Kanady. Nie mówiłem Agnieszce, skąd mam pieniądze. To był zły czas – opowiadał mi Rafał Porzeziński, do niedawna szef radiowej Jedynki. − Wiedziałem, że muszę opowiedzieć żonie o uzależnieniu, bo to choroba śmiertelna. Tydzień później trafiłem na wieczór kawalerski. Wódeczka, takie klimaty. Wyszedłem. Całe szczęście – pomyślałem – że obok jest kasyno. Wparowałem do niego i… wszystko przegrałem.

Dziennikarz od lat zaangażowany jest w organizację programu „12 kroków do wolności”. Dlaczego? Bo widzi jego konkretne owoce.

Pierwszy krok w chmurach

Program powstał niemal 80 lat temu w Stanach Zjednoczonych. Spotkało się dwóch mężczyzn, którzy mieli wspólny problem: pili. Makler giełdowy William Griffith Wilson i lekarz Robert Holbrook Smith bezskutecznie podejmowali próby leczenia. To oni opracowali program, który trafił pod strzechy i stał się skutecznym narzędziem w dochodzeniu do trzeźwości. Na nim oparta jest terapia w grupach AA.

Serce Krakowa. Budynek tuż za bazyliką Mariacką. Czy można wyobrazić sobie piękniejsze „okoliczności przyrody”? – W programie „12 kroków do wolności”, jaki prowadzimy w Manresie − Jezuickim Centrum Pomocy Psychologicznej i Duchowej, pracujemy z różnymi osobami: uzależnionymi, mającymi problemy z ekspresją emocji, izolującymi się lub wycofanymi, zmagającymi się z konfliktami wewnętrznymi lub swoją relacją z Bogiem – opowiada Michał Kuś, psychoterapeuta, lider wspólnoty Wieczyste Przymierze. − Przychodzą do nas pracownicy korporacji, przedstawiciele wolnych zawodów, właściciele firm, ludzie samotni, małżonkowie. Przed laty trafiały tu niemal same kobiety, dziś jest mnóstwo mężczyzn. Czym różnimy się od programu realizowanego w grupach AA? Mówimy o Bogu, „na ile Go pojmujemy”, i odnosimy się do wiary otwarcie, a grupy AA mówią o „sile wyższej”, jakkolwiek ją pojmujemy. Dwugodzinne spotkania zaczynamy i kończymy modlitwą.

U kresu

− „12 kroków do wolności” to droga od uznania swej bezsilności po etap: „Bądź świadkiem”. Tego nie da się zrobić na skróty – opowiada Michał Kuś. – Musisz dać sobie trochę czasu na to, by popracować z łaską i zmierzyć się z samym sobą. To od 1,5 roku do 2 lat cotygodniowych spotkań i pracy nad sobą. To naprawdę przynosi efekt! Przychodzi coraz więcej osób w kryzysie. Nie radzą sobie w relacjach, z problemami, z wiarą lub są na życiowym zakręcie. Na czym polega fenomen tej drogi? Pozwala nazwać po imieniu trudności, które przeszkadzają nam w życiu pełnią życia (to etap bardzo trudny, ale konieczny!). Możemy przyjrzeć się samym sobie. Jednym z najważniejszych efektów programu jest odzyskanie autentycznej wolności, czyli możliwości wyboru przy jednoczesnym uświadomieniu sobie swych możliwości, ograniczeń, marzeń. Najtrudniejszy jest początek: uznanie bezsilności i utraty panowania nad życiem (czasem to problem: alkoholizm, pornografia, lęki, czasem przyzwyczajenia, np. notoryczne odkładanie wszystkiego na ostatnią chwilę). Prowadzimy równolegle aż dwadzieścia 12-osobowych grup. Ponieważ program jest płatny, a lista ludzi, którzy chcą z niego skorzystać, jest długa (wielu z nich nie ma środków, by wejść na tę drogę), prosimy o wsparcie. Szczegóły programu stypendialnego podajemy na stronie: http://manresa.org.pl.

Maski opadają

– Gdy przypominam sobie pierwsze spotkania, w których ludzie powoli odsłaniali swoje problemy, pamiętam własne myśli: „Ja tu nie pasuję, to nie dla mnie. W porównaniu z nimi nic mi nie jest” − wspomina Kasia. − W takim zakłamaniu żyłam. A już pierwszy krok bez owijania w bawełnę „zmusił” nas do nazwania swojej bezsilności, z czym sobie nie radzimy. Było to dla mnie trudne, choć wiele rzeczy miałam już w świadomości, tylko nie chciałam do tego wracać. Okazało się, że to było bardzo dobre doświadczenie powolnego zdzierania masek, które nakładałam na siebie.

− Dzięki spotkaniom oraz pracy w domu odkryłem po pierwsze, że potrzebuję pomocy, po drugie poznałem całą prawdę o sobie − również tę nieprzyjemną, a po trzecie zaprosiłem Boga, abym wraz z Nim przemieniał siebie oraz rzeczywistość, w której żyję, wolny od schematów i mechanizmów, które były więzami uniemożliwiającymi mi normalne funkcjonowanie – nie ma wątpliwości Jacek. − Jestem przekonany, że Bóg zawsze mnie akceptuje i kocha, nigdy mnie nie opuści. To daje mi siłę i spokój, którego czynniki zewnętrzne nie są w stanie mi już odebrać. Zmieniłem swoje patrzenie na wszystko, czuję, że wreszcie mogę żyć!

Lustereczko, powiedz przecie

− Ogromne znaczenie ma wsparcie grupy. Jest jak lustro, w którym się przeglądasz – przekonuje Michał Kuś. − Siła grupy pomaga w chwilach zwątpienia, upadku lub niechęci do dalszej pracy. Widziałem to wielokrotnie. Praca nad sobą wymaga czasu. Nie da się załatwić wszystkiego od zaraz. Widziałem wiele razy, jak ludzie zmieniali się pod wpływem kontaktu z grupą, odczuwając jej wsparcie, zaufanie, akceptację, modlitwę. Widziałem, jak zmieniały się na przykład osoby skrzywdzone na tle seksualnym. Dzięki akceptacji grupy potrafiły się uporać z natrętnymi myślami, które nieustannie ich oskarżały, i odkryć, że to nie była ich wina. Odzyskiwały godność.

− A uzależnienie od komórki, Facebooka, lajków? Czy wypada głośno o tym mówić? − pytam Michała. − Młodzi, którzy spędzają cały wolny czas ze smartfonem w ręku, „zjedzą” cię od razu. Nie jestem uzależniony! – krzykną. − Wszyscy tak robią…

− Jako ludzie XXI w. możemy uzależnić się od wielu rzeczy, w tym także od lajków czy iluzji bycia na czasie i trzymania ręki na pulsie informacji i nowinek bądź internetu – mówi Michał. – Pokazuje to, że mamy dużą potrzebę przynależności, uznania czy szybkiego sukcesu. To wszystko daje nam spore grono wirtualnych znajomych, liczba lajków czy wygrana w Clash Royale albo inną grę. Niestety, łapiemy się na lep błyskawicznej gratyfikacji, nagrody i nie zauważamy, jak nasze samopoczucie i nastrój zaczynają zależeć od tego, w co wchodzimy coraz bardziej lub częściej. To, niestety, problem nie tylko dzieci i młodzieży, ale także dorosłych, którzy zgłaszają się do naszego programu z objawami uzależnienia od internetu czy mediów społecznościowych. To nie są pojedyncze przypadki…

Przemoc, awantury, bijatyki

„Nazywaj rzeczy po imieniu, a zmienią się w okamgnieniu” – śpiewał Adam Nowak z Raz, Dwa, Trzy. Stanięcie w prawdzie i odrzucenie bezpiecznego owijania w bawełnę to jeden z filarów programu.

− Początki były trudne Byłam bardzo niechętna spotykaniu nowych ludzi, bałam się mówić o sobie, miałam wrażenie, że jestem oderwana od rzeczywistości – wspomina Basia. − Wraz z kolejnymi krokami uczyłam się przede wszystkim bycia „tu i teraz”. Momentem przełomowym było doprowadzenie do konfrontacji i pojednanie z sobą samą. Do tej pory miałam silny mechanizm autoagresji. Gdy coś mi się nie udawało, nie wspierałam siebie, tylko w myślach bardzo się atakowałam, odrzucałam − „dokładałam” sobie w i tak już trudnym momencie. To prowadziło mnie do izolowania się od innych, mocno pogarszało moje samopoczucie, zniechęcało do dalszych wysiłków.

− Te 1,5 roku zmieniło moje życie – nie ma wątpliwości Olga. – Od dzieciństwa przemoc w domu, alkohol, awantury, bijatyki, w szkole byłam molestowana, potem głupie związki, rock’n’roll, alkohol, trawka, koncerty. Byłam bardzo poraniona. Przeszłości nie chciałam mieć, a w teraźniejszości nie umiałam się odnaleźć. Im bardziej patrzyłam wstecz, tym więcej widziałam straconych chwil, szans, zmarnowanych lat. Ale jak to zmienić? Jeszcze żyłam. Chciałam żyć, ale nie wiedziałam jak. Od czego zacząć? Gdy trafiłam na „12 kroków do wolności”, na początku nic mi nie odpowiadało – forma, ludzie, książka, pytania, wszystko wydawało się głupie i śmieszne. Drażniło mnie. A było po prostu trudne. Było mnóstwo łez, ale nie palących i gorzkich, tylko oczyszczających. Była też radość, prawdziwa, pełna. Owoce są bardzo soczyste i bardzo piękne! Było warto! A najfajniejsze dla mnie jest to, że program daje bardzo praktyczne metody, jak żyć pełnią życia i radzić sobie z każdą trudnością.