Ucisk szlifujący

Franciszek Kucharczak Franciszek Kucharczak

|

GN 08/2018

publikacja 22.02.2018 00:00

Poszukiwanie wiecznej dziewczyny skutkuje byciem wiecznym chłoptasiem.

Ucisk szlifujący

Widziałem taki rysunek – dinozaur pyta dinozaura: „Co robisz?”. A ten: „Wyginam”.

Wydaje się, że dziś w kulturze Zachodu takimi zagrożonymi wyginięciem dinozaurami są małżeństwa. Bo też istotnie, parcie na ślub to mają teraz głównie działacze homoseksualni. Ci to koniecznie muszą się pobierać, i to najlepiej w kościele. Inni jakby tracili przekonanie, że małżeństwo służy do czegoś innego niż nakładanie niepotrzebnych obowiązków i uprawnianie drugiej strony do roszczeń. Trwałe związki kobiet i mężczyzn oparte na ślubie wydają się ustępować pod naporem konkubenckiej prowizorki. Prowizorka wydaje się lepsza, bo tym, co nie zobowiązali się do odpowiedzialności za najbliższego człowieka, trudno stawiać zarzut, że są nieodpowiedzialni. Ba – tym ludziom nawet niewierność trudno zarzucić, skoro oni żadnej wierności nikomu nie obiecywali – o uczciwości małżeńskiej nawet nie wspominając.

„Po co mi obowiązek miłości, gdy mogę wybrać wolną miłość? Dlaczego miałbym się wiązać, skoro rozwiąźle jest wygodniej i przyjemniej?” – zdają się myśleć coraz liczniejsi amatorzy życia bez zobowiązań.

Piszę o tym, bo wciąż inspirują mnie minione tegoroczne popielcowe walentynki. To zestawienie dat spowodowało zderzenie sprzecznych z pozoru rzeczywistości. „Kto ma dziewczynę, obchodzi walentynki, kto żonę – Popielec” – taki dowcip ktoś zmajstrował na poczekaniu. Nawet zabawny, ale po prawdzie – co sprzecznego jest między miłością a postem? My z żoną mieliśmy Popielec i mamy Wielki Post – i podobnie mieli moi liczni przyjaciele żyjący w małżeństwach. Bardzo dobrych małżeństwach. Szczęśliwych.

Nie byłyby ani dobre, ani szczęśliwe, ani, w wielu wypadkach, długoletnie, gdyby małżonkowie zakładali, że każdy czas musi być zdatny do imprezowania i że nic nie może przeszkodzić w przeżywaniu przyjemności. Bo czasem nawet musi przeszkodzić, o czym zapewnia św. Piotr: „Dlatego radujcie się, choć teraz musicie doznać trochę smutku z powodu różnorodnych doświadczeń” (1P 1,4-5).

Widocznie jest coś pożytecznego w tych doświadczeniach. Uciekanie od nich, na przykład przez zmiany „partnerek”, które przestały być miłe albo młode, albo szczupłe, jest unikaniem koniecznego oczyszczenia.

Skojarzył mi się z tym widok torów kolejowych na pobliskim przejeździe. Jedna linia była używana, więc szyny były lśniące, a podkłady czyste. Druga była od dawna nieużywana – tor był zarzucony liśćmi i błotem, a szyny pordzewiałe. Pomyślałem, że podobnie dzieje się z człowiekiem, który unika trudów życia. Gdy nie pozwala, żeby przetaczały się przez niego rozmaite „pociągi”, nie doznaje ciężarów – ale też niczemu nie służy. W efekcie zarasta brudem, staje się odpychający i nie wie, po co żyje.

A kto podejmuje to, co do niego należy, będzie miał wszystko – i ciężary, i odpoczynek, i świadomość sensu. I będzie lśnił.

* * * * *

OK znaczy „nie OK”?

Z okładki „Wysokich Obcasów”, feministycznego dodatku „Wyborczej”, dowiedzieliśmy się, że „aborcja jest OK”. Wybuchł skandal. Zapewne o niego właśnie chodziło, ale jego sprawcy najwyraźniej przeszarżowali. Gdy skrytykowali ich nawet niektórzy dziennikarze „Wyborczej”, oni zaczęli się tłumaczyć. „Nie planowaliśmy skandalu, wiedzieliśmy, że będzie duży oddźwięk, lecz nie zakładaliśmy, że aż tak wielki. Bierze się on stąd, że zdanie »aborcja jest OK« zostało źle zrozumiane. Pracujemy nad tym, żeby doprecyzować znaczenie słów” – powiedziała portalowi Wirtualnemedia.pl Ewa Wieczorek, redaktor naczelna „Wysokich Obcasów”. A to dobre – jak można źle zrozumieć zdanie „Aborcja jest OK”? Chociaż – można. Wystarczy wstawić jedno krótkie słowo: nie. Jeśli miało być „Aborcja nie jest OK”, to OK. Tylko czy na pewno o to chodziło?•

Zaraza tam doszła

Portugalski parlament obraduje nad projektem ustawy o tzw. śmierci wspomaganej. „Legalizacja eutanazji (...) może wypaczyć samą medycynę. Praktykowanie medycyny to diagnozowanie i leczenie chorób oraz łagodzenie cierpienia pacjentów, zawsze w celu obrony ludzkiego życia” – napisali tamtejsi lekarze katoliccy. Ich stanowisko współgra z głosem biskupów, którzy przypomnieli, że nie istnieje prawo do śmierci. Ciekawych czasów dożyliśmy, że trzeba powtarzać takie oczywistości. A co gorsza, nie one decydują, tylko większość parlamentarna.•

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.