Łatwo nie będzie

Andrzej Nowak

|

GN 07/2018

publikacja 15.02.2018 00:00

Wspólnota historyczno-kulturowa, która rozwija się od ponad tysiąca lat, musi być bogata.

Łatwo nie będzie

W poprzednim „Asie…” zapowiedziałem, że napiszę o tym, jakie są szanse zbudowania globalnej opowieści filmowej o Polsce. W tak zwanym międzyczasie raz jeszcze przekonaliśmy się, jak bardzo taka opowieść jest potrzebna. I jak trudno będzie ją stworzyć w skuteczny sposób.

Kłopotem pierwszym jest bogactwo naszej historii. Wspólnota historyczno-kulturowa, która rozwija się od ponad tysiąca lat, musi być bogata. Wyjątkowość tej wspólnoty, jej historii polega na tym, że trwa ona pomiędzy dwiema największymi na kontynencie europejskim wspólnotami polityczno-imperialnymi, które nazywamy rosyjską i niemiecką. A wewnątrz niejako tej historii rozwija się i przeplata z naszą (tworzy jej część) historia narodu żydowskiego. Te trzy wspólnoty, dziś nadal niezwykle ważne w skali globalnego wpływu, są zainteresowane tym, co uważamy za naszą historię; chętnie ją piszą – o nas, zamiast nas, dla nas. I mają znacznie mocniejsze od naszych „wzmacniacze” dla swoich opowieści. Zderzenie tych opowieści ujawniło się 27 stycznia w Auschwitz.

Najpierw opowieść rosyjskiego ambasadora: Armia Czerwona wyzwoliła od śmierci Żydów, a przy okazji ocaliła Polaków. Jak tu opowiedzieć o tym, że jednak wcześniej był 23 sierpnia 1939 r. i 17 września? Jak opowiedzieć, że pierwszą ludobójczą operacją na kontynencie europejskim – przed Holocaustem – była tzw. operacja polska wykonana na rozkaz Stalina przez NKWD (łącznie co czwarty Polak w ZSRR został wtedy zamordowany, pozostali – wywiezieni do obozów lub na miejsce zsyłki, najczęściej do Kazachstanu)? O tym, o 200 tys. zabitych w 1937 roku za to tylko, że byli Polakami, nie powstał ani jeden film fabularny! O Holocauście, który pochłonął 30 razy więcej ofiar, nie powstało 30 filmów, ale zapewne ponad 30 tysięcy. Może tysiąc, w tym sto udanych, wybitnych filmów o polskich – albo szerzej: ludzkich – doświadczeniach z sowieckim totalitaryzmem pozwoliłoby nadrobić tę dysproporcję?

Ale jak to zrobić? Wysłuchajmy opowieści izraelskich polityków: Auschwitz to miejsce Zagłady wybrane przez „nazistów” dlatego, że tu mogli liczyć na ludobójczy instynkt nienawiści do Żydów, wyssany z mlekiem matki przez każdego Polaka. Inny, współczesny polityk pamięci w Izraelu dodaje: nie wolno Polakom wspominać żadnych zbrodni komunistycznych, bo w ten sposób usprawiedliwialiby Holocaust… Czyli jednak nie wolno wspominać o 200 tys. ofiar operacji NKWD na Polakach, mają one zniknąć raz na zawsze w otchłani „słusznej” niepamięci?

I wreszcie opowieść niemiecka. Kiedy trzeba wypowiedzieć się jednorazowo, najlepiej do polskich mediów – poprawna: to Niemcy stworzyli system Holocaustu. Gubi się tylko jedynie detal jak to, że Niemcy odpowiadają za zabicie nie tylko kilku milionów Żydów, ale także może półtora miliona, a może dwóch milionów Polaków – nie-Żydów. O tym ani 99 proc. Niemców, ani tym bardziej 999 promili mieszkańców świata nie ma pojęcia. Filmów niemieckich o tym nie ma. Są za to filmy ukazujące Polaków jako ochotniczych sprawców Holocaustu. I jest ta niepisana, ale z żelazną konsekwencją przestrzegana w mediach zachodniego świata zasada: kiedy mowa o zbrodniach II wojny, pojawia się to jedno określenie: „naziści”, nigdy Niemcy. Choć przecież nie było żadnego państwa o nazwie „Nazi”, było za to państwo o nazwie „Rzesza Niemiecka”, w którym na drodze demokratycznych wyborów doszedł do władzy Hitler i jego pomocnicy – i to w imieniu tego państwa niemieckiego jego funkcjonariusze podejmowali i wykonywali decyzje o zabijaniu całych narodów. No, ale w pamięci kulturowej, utrwalonej w kodeksach prasowych „New York Timesa” czy największych telewizji zachodniego świata – nie padnie w związku ze zbrodniami II wojny słowo „Niemcy”, będzie tylko słowo „naziści” – a tuż obok niego: „Polacy”, może „wschodni Europejczycy”.

I są rezultaty tej polityki pamięci w świecie filmu. Powstał np. dobry film amerykański, w gwiazdorskiej obsadzie, poświęcony ratowaniu Żydów przez dyrektora warszawskiego zoo Jana Żabińskiego i jego żonę Antoninę. „Azyl” nie został dopuszczony na ekrany kin we Francji. Tam może być powielana tylko wizja Claude’a Lanzmanna z filmu „Shoah”, opartego na nienawiści do Polaków jako sprawców… Przykład drugi: wielki film Krzysztofa Zanussiego, z genialną muzyką Wojciecha Kilara – „Życie za życie” – o ofierze ojca Kolbego. W nim debiut Christopha Waltza, dzisiejszej megagwiazdy kina światowego. Przepadł niemal bez śladu, bo tu odsłania się historia Auschwitz, w której ofiarami, nawet heroicznymi, są Polacy. I przykład trzeci. Film jednego z największych twórców kina światowego, Petera Weira (autora m.in. „Stowarzyszenia umarłych poetów”, „Truman show”…) – „Niepokonani”: opowieść o Polaku, który uciekł z gułagu. I co? Największa klapa w dorobku Weira. Jedyny film bez żadnej nagrody. Czy dlatego, że taki słaby? Zobaczcie sami. Jeśli gdzieś znajdziecie. Łatwo nie będzie.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.