Kamyk ojca Pio

Barbara Gruszka-Zych

|

GN 07/2018

publikacja 15.02.2018 00:00

„Pietrelcina” po włosku znaczy „mały kamyk”. Tu urodził się o. Pio, wielki święty, który sprawił, że to miasto nigdy nie będzie małe.

Pietrelcina, w której urodził się o. Pio. Pietrelcina, w której urodził się o. Pio.
ROMAN KOSZOWSKI /foto gość

Dziś liczy 3 tys. mieszkańców, ale co roku odwiedzają je tysiące pielgrzymów. Jego nazwa zrosła się z osobą Francesca Forgione, który przyjął imię zakonne Pio z Pietrelciny, pragnąc uczcić w ten sposób papieża Piusa X i rodzinne miasto. Wyjechał stąd, kiedy miał 29 lat, i już nie wrócił. Gdy w San Giovanni Rotondo odwiedzali go krajanie, prosił ich: „Pozdrówcie ode mnie każdy kamień Pietrelciny, bo tak ją kocham”.

Głos

W sezonie ciasne, pnące się w górę uliczki starego miasta zatykają kolejki przyjezdnych. W styczniu spotykamy kilka psów wygrzewających się na schodach. O dwunastej z sieni i przez szczeliny okien wydobywa się mocny głos o. Pio. Mają tu zwyczaj, że właśnie wtedy słuchają archiwalnego nagrania świętego odmawiającego „Anioł Pański”. Jego modlitwa wypełnia uliczki i nasze uszy, które zdążyły przyzwyczaić się do panującej tu ciszy. – Z ciszą jesteśmy oswojeni, ona daje wewnętrzny pokój – mówi Giovanna Santillo, właścicielka sklepiku z pamiątkami poświęconymi o. Pio. Otworzyła go po swoim ślubie w 1985 r., jako pierwszy taki w mieście, tuż obok kościoła św. Anny, w którym jako chłopiec modlił się Francesco. Teraz są ich dziesiątki, ale dwa lata przed kanonizacją podziwiano ją za odwagę. Była spokojna, bo już jako ośmioletnia dziewczynka, za życia o. Pio, słyszała, jak wszyscy powtarzają, że „ich Padre” zostanie świętym. Jest jedną z ostatnich, która urodziła się na miejscu, bo teraz wszyscy jadą z porodami do szpitala.

Dostępne jest 16% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.