Grupy wsparcia

Agata Puścikowska Agata Puścikowska

|

GN 4/2018

publikacja 25.01.2018 00:00

Grupy wsparcia: znak czasu, konieczność, a może lepiej… wybór?

Namnożyło się ostatnio przeróżnych grup wsparcia. Grupa wsparcia „od trudnych lektur”, grupa wsparcia „od życiowych zakrętów”, grupa wsparcia „od wytrzymania w postanowieniach noworocznych”. I inne takie. Modnie być w grupie wsparcia, modnie spotykać się na wspieraniu, względnie pisać mądre rady w grupach internetowych.

I choć może brzmi to ciut złośliwie i prześmiewczo, w grupach takich zasadniczo nie ma nic złego. Przeciwnie: wiele jest potrzebnych i naprawdę pozwala zagubionym, w trudnych sytuacjach życiowych, wytrwać, poradzić sobie z problemem etc. Są przecież grupy wsparcia składające się z osób, które przeszły traumę śmierci osoby bliskiej lub choroby dziecka, czy też skupiające młode matki w depresji poporodowej. A nikt tak nie zrozumie, nie pocieszy, nie powie, co robić, jak osoba w podobnej sytuacji życiowej.

Z drugiej jednak strony dziwne jest, albo i po prostu przykre, że część grup wsparcia w ogóle musi powstawać. Bo być może oznacza to, że niemal doszczętnie w wielu środowiskach przerwane zostały relacje, więzi, poczucie bycia razem. A tam, gdzie giną więzi, ginie poczucie bezpieczeństwa i zwykła międzyludzka solidarność. A przecież nie jest dobrze, by każdy żył sam. Dlatego naturalnym zjawiskiem jest szukanie wsparcia innych ludzi, którzy zrozumieją, podadzą rękę. Chociażby w (nieco) sztucznych przestrzeniach.

Czy jednak zamiast szukać „profesjonalnej” grupy wsparcia „od wychowywania przedszkolaka”, „od uprawy kwiatków balkonowych” czy też innych, poważniejszych w nazwie i treści, nie lepiej rozejrzeć się wokół siebie? Poznać sąsiadów, nawiązać kontakt z dawno niewidzianymi kuzynami czy w końcu zadzwonić do dawno niewidzianej i niesłyszanej ciotki? Grupa wsparcia? I owszem. Ale bez zapominania o najbliższych.

Pierwszą grupą wsparcia, niemal we wszystkich sprawach, dramatach i trudnościach życiowych, powinna być rodzina. Ale też przyjaciele, sąsiedzi, bliscy nam znajomi. To oni powinni być naturalnymi „grupami wsparcia”. Choć jest jedno „ale”: aby stworzyć wokół siebie w naturalny sposób taką grupę, aby stworzyć relacje, które ratują przed samotnością i pomagają przetrwać w trudnych chwilach, po prostu trzeba sobie ją „wypracować”. O relacje, bliskość, poczucie przynależności po prostu trzeba dbać. Miesiącami, latami, do skutku.

I może właśnie to jest najtrudniejsze: takie życie, takie traktowanie innych, takie postępowanie, by zawsze mieć wokół siebie życzliwych ludzi, chętnych do pocieszenia i konkretnego wsparcia. Wtedy grupy stają się dobrym wyborem, nie trudną koniecznością.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.