Zlikwidować aborcję, a nie dzieci

Bez użycia kłamstwa nie da się forsować aborcji. I właśnie to widzimy.

Zlikwidować aborcję, a nie dzieci Zrzut ekranowy ze strony inicjatywy "Ratujmy kobiety"

Na stronie inicjatywy ustawodawczej na rzecz nieskrępowanego zabijania dzieci „Ratujmy Kobiety” wciąż widnieje informacja, że podpisało się pod nią „blisko pół miliona Polek i Polaków”. W rzeczywistości było tych podpisów najwyżej 208 tysięcy, czego dowiódł nasz serwis gosc.pl w tekście „Pół miliona Polaków za aborcją? Prawda jest zupełnie inna”.

Poprosiliśmy wówczas pełnomocnika projektu „Ratujmy kobiety 2017” Barbarę Nowacką o wyjaśnienie, skąd wzięła się wiadomość o „prawie pół milionie podpisów”. Miała odpowiedzieć – ale nie odpowiedziała. Wypadałoby przecież zachować się przyzwoicie i stwierdzić coś w rodzaju „skłamaliśmy, przepraszamy” – ale to chyba zbyt wielkie oczekiwania. Mimo wszystko należałoby usunąć przynajmniej fałszywe informacje – tymczasem kłamstwo o „pół milionie” wciąż funkcjonuje i zwodzi opinię publiczną.

A w jakim sensie zwodzi? A choćby w takim, że sugeruje jakąś równowagę między zwolennikami aborcji w Polsce a jej przeciwnikami. Stosunek 830 tysięcy za życiem do 200 tysięcy przeciw życiu to jednak jest coś innego niż do pół miliona.

Ta sprawa jest symptomatyczna, bo pokazuje stosunek zwolenników aborcji do rzeczywistości: ma być tak, jak my chcemy. Niezależnie od faktów, od zasad, od moralności.

Warto sobie to uświadomić, że prawda z tego obszaru musiała zostać wyproszona, bo prawda ma istotny związek z Bogiem, a zabijanie niewinnych dzieci nie ma tego związku w najmniejszym stopniu.

Jest takie powiedzenie „Kto kradnie, ten i kłamie”. Z jeszcze większą pewnością można powiedzieć, że kto zabija (lub domaga się zabijania) ten i kłamie. Kłamstwo jest koniecznym warunkiem funkcjonowania aborcji w świecie. Bez tego się po prostu nie da. Trzeba okłamać ludzi, że zło to dobro. Trzeba było nazwać tę inicjatywę „Ratujmy kobiety”, bo pod „Zabijajmy dzieci” nikt by się nie podpisał. Trzeba było w kółko tłuc w głowy, że jeśli prawo zakazuje aborcji, to aborcje przenoszą się do podziemia i jest ich jeszcze więcej. Trzeba było opowiadać o dramatach kobiet i wmawiać ludziom, że dzieci to ludzie dopiero od dziewiątego miesiąca istnienia. I tak dalej.

Od lat słyszymy, że w Polsce przeprowadza się rocznie „od 80 tys. do 200 tys. nielegalnych aborcji”. Liczby te są wyjęte nie tyle z kapelusza, co z piekła, bo ich celem jest dostarczenie ludziom jakiegokolwiek argumentu za zabijaniem dzieci w sytuacji, gdy argumenty na to nie istnieją. Są za to dowody demaskujące i to kłamstwo, a przedstawia je Ordo Iuris w tekście „Polki nie dokonują aborcji tak często, jak twierdzą jej zwolennicy”.

I tak ścierają się prawda z pseudoprawdą. „Zatrzymaj aborcję” z „Ratujmy kobiety”.

Jesteśmy na kolejnym zakręcie. Sejm może zdecydować, czy w Polsce przestanie się wreszcie zabijać dzieci podejrzane o chorobę. Bo prawda jest taka, że tu chodzi o ludzi, dlatego należy się im troska. Kłamstwo jest takie, że to nie ludzie, więc można ich usuwać.

Władze PiS planują przyjąć do dalszych prac oba projekty – ten opowiadający się za prawdą i ten za kłamstwem. Ten drugi oczywiście nie doczeka się realizacji, choćby dlatego, że jest niezgodny z konstytucją – ale jeśli zostanie skierowany do komisji, to zwolennicy kłamstwa zyskają arenę do jego dalszego kolportowania.

Niech wreszcie prawda zwycięży.